To już trzecie w tym sezonie podium Kowalczyk w sprincie – konkurencji, której nie lubi, bo nie czuje się dobrze w sprinterskiej młócce, gdy narta albo kijek rywalki mogą zabrać szansę na dobre miejsce.
Ale sprinty w Trondheim przebiegały dość spokojnie (w stylu klasycznym na trasie jest bezpieczniej niż przy dowolnym), a Polka zrobiła to, co sobie zaplanowała: przypilnowała, by strata do Petry Majdić, mistrzyni sprintu i liderki PŚ, była jak najmniejsza.
– Wszystko nam się udało, cała ekipa jest szczęśliwa, od Justysi po serwismenów – mówił „Rz” po finale trener Aleksander Wierietielny. Kowalczyk powód do niepokoju miała tylko raz: w półfinale, gdy przybiegła na metę trzecia i musiała czekać na drugi bieg, by przekonać się, czy jej czas da awans do finału.
Pozostałe biegi rozegrała znakomicie. W eliminacjach była czwarta, w ćwierćfinale pierwsza, w finale po słabszym jak zwykle starcie przesunęła się z piątego miejsca na podium, za Majdić i Alenę Prochazkovą.
Polka straciła do Słowenki tylko 40 punktów PŚ (łącznie traci 111), a niewiele brakowało, by strata była jeszcze mniejsza, Majdić wyprzedziła Prochazkovą tylko o czubek narty. Aino Kaisa Saarinen, goniąca Polkę w PŚ, była piąta i jest już 30 pkt za Kowalczyk.