Faworyci tym razem nie zawiedli. Jak nie wieje, to wyniki są sprawiedliwe i wygrywają najlepsi. 19-letni Schlierenzauer prowadził po pierwszej serii (136,5 m), w drugiej też skoczył na tyle daleko (137,5), by pewnie wygrać. Ammannowi nie pomógł rekord (143,5), straty po pierwszej serii miał zbyt duże, a ponieważ lądował bez telemarku, sędziowie odjęli mu trochę punktów za styl i o 0,1 punktu wyprzedził go także Wolfgang Loitzl, ubiegłoroczny triumfator Turnieju Czterech Skoczni.
- Jestem zaskoczony drugim miejscem, po tym co pokazałem w kwalifikacjach. Myślałem, że będzie gorzej - mówił na konferencji prasowej austriacki skoczek.
Ammann przyszedł na spotkanie z dziennikarzami wcześniej, odpowiedział na kilka pytań i wybiegł z sali konferencyjnej wyraźnie zadowolony. - Pierwszy skok zepsułem, to tylko i wyłącznie moja wina. Drugi też nie był perfekcyjny. Wybiłem się za wysoko.Gdybym leciał niżej nad zeskokiem nowy rekord wynosiłby 145 lub 146 metrów - tłumaczył dziennikarzom. I co istotne nie miał żadnych pretensji do sędziów, choć mógłby. No bo jak to się stało, że mając 5,5 metra przewagi nad Loitzlem po obu skokach znalazł się za nim na podium. Ammann mówiąc o rekordzie, który ustanowił dodał jeszcze, że tak dalekie loty cieszą go szczególnie, bo oznaczają, że jest w bardzo wysokiej formie. A on w tym sezonie ma kilka ważnych celów do zrealizowania. Najpierw ten turniej, później igrzyska w Vancouver i na koniec mistrzostwa świata na mamucie w Planicy. Szwajcar dalej jest liderem Pucharu Świata i odrobił sporo punktów w klasyfikacji Turnieju Czterech Skoczni w którym zajmuje czwarte miejsce, za Ahonenem a przed Schlierenzauerem.
Prowadzą Austriacy, Andreas Kofller przed Loitzlem, a Małysz jest ósmy, tak samo jak w Pucharze Świata. „Orzeł z Wisły" tryska dobrym humorem, chętnie odpowiada na pytania, ale w rywalizacji z najlepszymi wciąż ogląda ich plecy. W pierwszej serii rozgrywanej systemem KO swojego młodszego kolegę Krzysztofa Miętusa potraktował jednak jak profesor (128,5) nie dając mu żadnych szans. W drugiej skoczył jeszcze dalej (132), przez kilka chwil był nawet liderem, ale skaczący po nim Janne Ahonen przeskoczył go pięć metrów. Fin w klasyfikacji Turnieju Czterech Skoczni przegrywa tylko z Koflerem i Loitzlem, więc kto wie, może nie da się zepchnąć z podium. Dla kogoś, kto wraca do wielkiego sportu po długiej przerwie byłby to naprawdę niesamowity wyczyn.
W pierwszej serii dobrze spisałsię Kamil Stoch (129,5) choć przegrał z Norwegiem Bjoernem Einarem Romoerenem (131), ale wszedł do finału jako lucky loser. Niestety drugi skok nie był już tak udany (125) i Stoch spadł na 23 miejsce. - Nawet nie wiem co źle zrobiłem. Wydawało się, że nie popełniłem jakiegoś rażącego błędu - głośno się zastanawiał. Łukasz Kruczek, trener polskich skoczków powie jednak, że Kamil spóźnił trochę odbicie, dlatego lot był krótszy. Podobny błąd -- zdaniem Kruczka - w swym pierwszym skoku popełnił też Małysz. O Stefanie Huli i Miętusie, którzy odpadli w pierwszej serii powiedział tylko, że wypadli poniżej swych możliwości, szczególnie ten pierwszy. Żadnych zmian w składzie jednak nie przewiduje.