Wyścig zakończony. Wprawdzie do finału sezonu jeszcze siedem startów, następny w czwartek w ulicznym sprincie w Drammen, ale po biegu łączonym w Lahti nikt nie zabierze Justynie Kowalczyk dwóch Kryształowych Kul.
Przegrała w Finlandii tylko z Marit Bjoergen, zebrała aż 100 punktów PŚ, wliczając bonusy. Nawet gdyby zrobiła sobie teraz wolne, za dwa tygodnie po finale w Falun będą na nią czekały te same trofea, które rok temu wręczał jej szwedzki król, a które potem niosła po śniegu w metalowych skrzyniach. W jednej wielką kulę za zwycięstwo w Pucharze Świata, w drugiej mniejszy kryształ za klasyfikację biegów dystansowych.
[srodtytul]Czas na uśmiech[/srodtytul]
Tym razem będą na nią zapewne czekały trzy skrzynki, bo trudno sobie wyobrazić, że Kowalczyk nie zdobędzie kuli za sprinty. Może to zrobić już w Drammen. Ma 144 pkt przewagi nad Aino Kaisą Saarinen, do końca sezonu jest do zdobycia tylko 250 pkt, a Finka choruje. Zrezygnowała ze startu u siebie w Lahti, nie wiadomo, kiedy znów pobiegnie w PŚ. Prowadząca w sprintach Petra Majdić już nie wystartuje, a ma tylko 7 pkt więcej niż Polka.
– Skoro pcha mi się w ręce, to trzeba ją brać – mówiła Justyna rok temu, gdy goniła za Kryształową Kulą w końcówce sezonu. Teraz pchają się wszystkie trzy. Takie kolekcje zbierały tylko największe narciarki i zwykle tylko raz w karierze.