Profesor wygrał

Floyd Mayweather Jr. pewnie wypunktował w Las Vegas Manny’ego Pacquiao w najdroższej walce świata i wciąż jest niepokonany, ale niedosyt pozostał.

Publikacja: 03.05.2015 19:31

Floyd Mayweather Jr. (z lewej) na zawodowym ringu nie przegrał jeszcze nigdy, a walczy już 19 lat.

Floyd Mayweather Jr. (z lewej) na zawodowym ringu nie przegrał jeszcze nigdy, a walczy już 19 lat.

Foto: AFP

Takiej liczby filmowych gwiazd nie było na walce bokserskiej od czasów, gdy „Bestia" Mike Tyson w 1997 roku odgryzał ucho Evanderowi Holyfieldowi w tej samej MGM Grand Garden Arena i „Złoty Chłopiec" Oscar de la Hoya niesłusznie przegrywał dwa lata później w położonym kilkaset metrów obok Mandalay Bay.

Większość stawiała na wygraną Mayweathera Jr., ale nie brakowało takich, którzy twierdzili, że Pacquiao jest w stanie znokautować niepokonanego od 19 lat Amerykanina. Manny był spokojny, pewny siebie, idąc do ringu przy dźwiękach własnego przeboju (Walczę dla Filipin), zrobił sobie jeszcze selfie ze swoim trenerem, chorym na parkinsona Freddiem Roachem.

Floyd Jr. się nie uśmiechał. – Zbyt poważnie traktuję to, co robię, by żartować – wyjaśniał dzień wcześniej podczas oficjalnego ważenia, dlaczego ma kamienną twarz. Wcześniej zachowywał się inaczej, czyżby obawiał się rywala? – zastanawiali się wietrzący sensację.

Słynny Ray „Sugar" Leonard mówił, że już po minucie będziemy wiedzieli, co się stanie dalej. Trochę przesadził, ale faktycznie po pierwszych dwóch–trzech rundach widać było, że Pacquiao nie będzie miał wiele do powiedzenia. Mayweather Jr. rozgrywał walkę na własnych warunkach. Najpierw zaatakował, czym zaskoczył Filipińczyka, później pokazał, że nogi wciąż ma szybkie, a obronę bezbłędną.

Bezpośredni prawy cios Amerykanina pracował wzorowo, kontrujący lewy sierpowy również. Statystyki ciosów nie pozostawiają wątpliwości, kto był lepszy, choć Pacquiao mówił po ogłoszeniu niekorzystnego dla niego werdyktu, że to on był lepszy.

Amerykanin zadał 148 celnych ciosów (wyprowadził 435), a Filipińczyk odpowiednio 81 (429), co daje 34 proc. skuteczności Mayweathera i zaledwie 19 Pacquiao. Podobne różnice są w uderzeniach zadawanych „przednią" ręką: 67 (267) – 25 proc. do 18 (193) – 9 proc. „Pacmana". Tak zwany power punches (mocne ciosy) też pokazują przewagę zwycięzcy: 81 (168) – 49 proc. przy 63 (236) – 27 proc. Pacquiao.

Zdecydowana większość znanych mistrzów pięści w mediach społecznościowych bardzo chwaliła Amerykanina. Mike Tyson tweetował o nim w samych superlatywach, podobnie Lennox Lewis. Wyłamał się tylko Evander Holyfield, pisząc, że to Manny zasłużył na zwycięstwo, bo atakował.

Sędziowie byli zgodni: 118:110 i dwa razy 116:112. Obserwatorzy również: Floyd Jr. udzielił lekcji boksu za grube miliony nie mniej sławnemu rywalowi.

Ale nie ma co ukrywać, niedosyt pozostaje. Sądzono, że emocje i jakość widowiska dorównają ogromnym pieniądzom towarzyszącym najdroższej walce w historii boksu, a tak się nie stało.

Oczywiście można mieć pretensje do Mayweathera, że nie zaznaczył swej dominacji jeszcze wyraźniej, nie dążył za wszelką cenę do wygranej przed czasem, ale trzeba też pamiętać, że nie byłby sobą, gdyby to zrobił. Zawsze był profesorem bezpiecznego boksu, co potwierdził również na ringu w Las Vegas. Jeśli jednak ktokolwiek zawiódł, to na pewno nie on, raczej Pacquiao, ale warto pamiętać, że w tej właśnie arenie 30 miesięcy temu leżał ciężko znokautowany. Wrócił do gry, ale pamięci nie stracił. Kto wie, może właśnie to był hamulec w pojedynku z Mayweatherem Jr.

Dziś można się tylko zastanawiać, kto będzie kolejnym przeciwnikiem Amerykanina. Może Amir Khan, to byłaby ciekawa walka, bo Anglik jest szybki, bije seriami i ma lepsze warunki fizyczne od Amerykanina. A do tego Las Vegas mogłoby liczyć na wizytę kilkudziesięciu tysięcy Brytyjczyków, co pozwoliłoby, jak mówią ludzie z finansowej branży, spiąć budżet.

Floyd Jr. mówi wyraźnie, że chce jedynie wypełnić kontrakt z telewizją Showtime, stoczyć jeszcze tylko jeden pojedynek, a wcześniej oddać wszystkie swoje tytuły, by walczyli o nie jego następcy. We wrześniu nie ma więc co liczyć na walkę mistrzowską.

Takiej liczby filmowych gwiazd nie było na walce bokserskiej od czasów, gdy „Bestia" Mike Tyson w 1997 roku odgryzał ucho Evanderowi Holyfieldowi w tej samej MGM Grand Garden Arena i „Złoty Chłopiec" Oscar de la Hoya niesłusznie przegrywał dwa lata później w położonym kilkaset metrów obok Mandalay Bay.

Większość stawiała na wygraną Mayweathera Jr., ale nie brakowało takich, którzy twierdzili, że Pacquiao jest w stanie znokautować niepokonanego od 19 lat Amerykanina. Manny był spokojny, pewny siebie, idąc do ringu przy dźwiękach własnego przeboju (Walczę dla Filipin), zrobił sobie jeszcze selfie ze swoim trenerem, chorym na parkinsona Freddiem Roachem.

Floyd Jr. się nie uśmiechał. – Zbyt poważnie traktuję to, co robię, by żartować – wyjaśniał dzień wcześniej podczas oficjalnego ważenia, dlaczego ma kamienną twarz. Wcześniej zachowywał się inaczej, czyżby obawiał się rywala? – zastanawiali się wietrzący sensację.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
szachy
Radosław Wojtaszek: Szachy bez Rosji niczego nie tracą
szachy
Radosław Wojtaszek wraca do formy. Arcymistrz najlepszy w Katowicach
Szachy
Święto szachów i hitowe transfery w Katowicach
Inne sporty
Magnus Carlsen wraca do Polski. Będzie gwiazdą turnieju w Warszawie
Inne sporty
Rosjanie i Białorusini na igrzyskach w Paryżu. Jak umiera olimpijski ruch oporu
Materiał Promocyjny
Wsparcie dla beneficjentów dotacji unijnych, w tym środków z KPO