Na ogłaszanie zakopiańskiego odrodzenia polskich skoków raczej za wcześnie, ale korzyść ze startu na przyjaznej skoczni była – przede wszystkim w sobotnim konkursie drużynowym, w którym Polacy – Andrzej Stękała, Maciej Kot, Stefan Hula i Kamil Stoch – znaleźli się na podium po raz pierwszy tej zimy. Przegrali tylko z Norwegią i Austrią.
W niedzielę nieco więcej satysfakcji mieli jednak inni – przede wszystkim Austriacy: Stefan Kraft i Michael Hayboeck, którzy przerwali zwycięską serię Słoweńca Petera Prevca.
Kamil Stoch siadał na belce z uśmiechem na ustach, biało-czerwone morze flag i hałas z dołu musiały mu pomagać, lecz wszystkich problemów z formą w kilka dni nie usunął. Nawet z pomocą zakopiańskich trąb – wystarczyło mocy jedynie na pierwszą dziesiątkę, drugi raz w sezonie.
Pozostali też walczyli, niektórzy, jak Maciej Kot (12.), Dawid Kubacki (16.) i Andrzej Stękała (17.), osiągnęli najlepsze wyniki w obecnym Pucharze Świata, po kilka punktów zdobyli także Stefan Hula i Jakub Wolny.
Sześciu Polaków w drugiej serii – tego jeszcze w tym sezonie nie było, choć tę potęgę po części stworzył także przywilej zgłoszenia 12 skoczków do kwalifikacji. Nie można jednak zaprzeczyć – jest nieco lepiej, zakopiańska energia podziałała na większość skoczków z ekip Łukasza Kruczka i Macieja Maciusiaka, ale nie tak, by dąć w fanfary przesadnie głośno, bo podium konkursów indywidualnych wciąż ucieka.