– Jestem wykończony. To był najtrudniejszy bieg, o to złoto musiałem stoczyć najcięższą bitwę – opowiadał za metą szczęśliwy Fourcade. 27-letni Francuz wcześniej wygrał w Oslo sztafetę mieszaną, sprint i bieg pościgowy.
Przed nim jeszcze start w niedzielnym biegu masowym, ale dominator z Francji, dwukrotny mistrz olimpijski i pięciokrotny zdobywca Kryształowej Kuli, i tak zapisał się już w historii biatlonu: czterech złotych medali na jednych MŚ nie wywalczył dotąd nikt. Sam w 2012 roku stawał w Ruhpolding na najwyższym stopniu podium trzykrotnie.
W czwartek nie przeszkodziło mu nawet jedno pudło na strzelnicy. I tak pokonał bezbłędnych Austriaków: Dominika Landertingera i Simona Edera. Nad pierwszym miał 5,1 s przewagi, nad drugim – 14,4.
Największym pechowcem okazał się Norweg Johannes Thingnes Boe. Gdyby nie pomylił się podczas ostatniej wizyty na strzelnicy, wyprzedziłby minimalnie Fourcade'a. Błąd był bardzo kosztowny – reprezentant gospodarzy został sklasyfikowany dopiero na czwartym miejscu.
Polacy byli tylko tłem dla rywali, cała trójka została sklasyfikowana daleko poza czołową czterdziestką, zdobywającą punkty do Pucharu Świata. Najlepiej wypadł debiutujący w mistrzostwach świata Rafał Penar – zaliczył dwa pudła i zajął 71. pozycję. Łukasz Szczurek był 78. (trzy niecelne strzały), a Grzegorz Guzik 80. (pomylił się pięć razy).