Heyther stanowi doskonały wręcz modelowy przykład tego w jaki sposób Brytyjczycy potrafią wychować kolarskiego mistrza. Stawiał pierwsze kroki w londyńskim klubie kolarskim skąd trafił do Brytyjskiej Akademii Kolarskiej. Najpierw zachwycał wynikami na torze, zdobywał mistrzostwo Europy, mistrzostwo świata w kolarskim wieloboju (omnium).
W 2018 roku przechwyciła go grupa Sky, poprzednik Ineos. Od dwóch lat częściej startuje na szosie, ale wciąż widać go też na welodromie. Przypomina pod tym względem Bradleya Wigginsa, świetnego torowca, a potem wybitnego szosowca, zwycięzcę Tour de France z 2012 roku.
Młody Brytyjczyk pozycję lidera Tour de Pologne objął w czwartek. Na etapie jazdy indywidualnej na czas z Nowego Targu do Stacji Narciarskiej Rusińskiej był trzeci, ale z wystarczającą przewagą nad prowadzącym wówczas Kolumbijczykiem Sergio Higuitą i z niewielką stratą do zwycięzcy etapu Holendra Thymena Arensmana.
Wygrana Haythera w Tour de Pologne jest największym osiągnięciem Brytyjczyka w karierze, nigdy do tej pory nie zwyciężył w wieloetapowym wyścigu rangi World Tour. W tym roku był dwukrotnie pierwszy w Tour de Romandie. Być może nie byłoby tego sukcesu, gdyby tuż przed rozpoczęciem wyścigu nie wycofał się z niego Michał Kwiatkowski. Kolarz z Chełmży, zwycięzca z 2018 roku, trzeci w ubiegłym roku, miał być liderem Ineos. Pod jego nieobecność został nim Hayther.
Pod nieobecność Kwiatkowskiego i Rafała Majki najlepszym z Polaków był Jakub Kaczmarek z Reprezentacji Polski. Zajął 28. miejsce ze stratą minuty 38 sekund do brytyjskiego zwycięzcy. Niezbyt dobrze to świadczy o zapleczu polskiego kolarstwa.