Perspektywa wymagających podjazdów pod Galibier i Granon sprawiła, że jedenasty dzień rywalizacji mógł być kluczowy dla losów wyścigu. Kolarze grupy Jumbo-Visma dywanowe naloty na pozycję lidera zaczęli już w połowie etapu, pod przełęczą Telegraphe. Pogacar wytrzymał ataki, a kiedy sam podkręcał tempo, utrzymać umiał je tylko Jonas Vingegaard.
Słoweniec i Duńczyk razem zdobyli Galibier, ale już na zjeździe grupa faworytów się powiększyła. Wspinaczkę pod Granon rozpoczęło ponad dwudziestu kolarzy. Selekcję przeprowadził dopiero Rafał Majka, którego tempa nie wytrzymali m. in. Davide Gaudu, Primoż Roglić i Adam Yates.
Pierwszy z 7-osobowej grupy liderów ruszył Nairo Quintana, kolejny urwał się Romain Bardet. Pogacar nie kontrował. Słoweniec okazał się człowiekiem i w Alpach - przy upale, na wysokości ponad 2 tys. m. n. p. m. - zaczął tracić dystans do rywali. 4,5 km przed metą zaatakował Vingegaard, kilka chwil później Słoweńcowi odjechał Geraint Thomas. Lider mógł tylko ograniczać straty.
Trudów wspinaczki nie wytrzymał Warren Barguil. Francuz był najmocniejszym uczestnikiem kilkunastoosobowej ucieczki, do której na początku etapu zabrali się także Kamil Gradek i Maciej Bodnar. Długo jechał sam na czele wyścigu. Stracił prowadzenie 3 km przed metą.
Vingegaard pedałował mocno, równo. Jest Duńczykiem, ale był właściwie u siebie, bo już jako nastolatek jeździł z rodzicami na wakacje w Alpy i dobrze poznał tamtejsze szczyty. Przygodę ze sportem zaczął od piłki nożnej, ale był zbyt niski, więc koledzy nie chcieli mu podawać piłki. Rowerową pasję zaszczepiła w nim starsza siostra Michelle.