Najtrudniej było w sobotę. 210 km z sześcioma przełęczami: Pordoi, Sella, Gardena, Campagnolo, Giau, Valparola. Etap wygrał drobniutki jak pchełka Kolumbijczyk Esteban Chaves. Kilka lat temu na jednym z wyścigów we Włoszech miał upadek, po którym przeszedł kilkugodzinną operację ramienia. Lekarze nie dawali mu szans na powrót do sportu. On wrócił. Jak sam mówi, dzięki wierze – w Boga i w siebie.
Majka przyjechał dwie i pół minuty za zwycięzcą, razem z Rosjaninem Ilnurem Zakarinem, ale dał się znacząco wyprzedzić niespodziewanemu liderowi Stevenowi Kruijswijkowi. Stracił także sporo do Vincenzo Nibaliego. Zachował szóste miejsce, ale raczej pogrzebał szansę na końcowe zwycięstwo. Wieszczył to właściciel grupy Oleg Tinkow, ale Rosjanin często nie kontroluje tego, co mówi i pisze. Lubi, żeby było o nim głośno.