Nadzieja na dobre skoki polskiego mistrza olimpijskiego wróciła po prologu, chociaż w czwartek, gdy norweskie wichry na skoczni Granasen dały o sobie zapomnieć, to austriacki lider Pucharu Świata najbardziej efektownie przypomniał, kto rządzi w końcu zimy.
Wygrał przed Norwegiem Andreasem Stjernenem, Andreasem Wellingerem, Markusem Eisenbichlerem i Kamilem Stochem. Różnice nie były duże, ale skoro ostatni skok Krafta był najdłuższym (142,5 m) w konkursie, to zwycięstwo podwójnego mistrza świata z Lahti musiało się podobać.
Stoch walczył, skoczył dwa razy mniej więcej tak daleko jak inni, pod granicę 140 metrów, o braku miejsca na podium zadecydowało odrobinę zachwiane lądowanie w drugiej serii. Poza nim wszystko wyglądało nieźle. Inni Polacy – już bez błysku. Po pierwszej serii z rywalizacji ubyli Klemens Murańka i Dawid Kubacki. Wiele do awansu im nie brakowało, ale trener Horngacher zapewne spodziewał się bardziej udanych prób.
Piotr Żyła (16. miejsce po pierwszym skoku) i Maciej Kot (22.) też mieli większe ambicje, w ich przypadku wciąż liczy się przecież klasyfikacja PŚ. Jeden może walczyć o awans do pierwszej dziesiątki, drugi toczy małą bitwę z Domenem Prevcem o piąte miejsce – na razie wygrywa z nastolatkiem ze Słowenii. W drugiej serii, zanim przyszło do skoków liderów PŚ i Raw Air, Kot znacząco się poprawił, awansował o dziewięć pozycji, Żyła spadł o siedem, wyszło mniej więcej na remis.
Klasyfikacja PŚ niewiele się zmieniła, tylko Stoch traci do przodownika nie 31 tylko 86 punktów. W Raw Air jest nowy-stary lider, przewaga Krafta nad Wellingerem jest nieduża, Niemiec może jeszcze liczyć na pierwszą nagrodę w turnieju, choć jego szanse pokonania Austriaka oceniane są jednak niżej.