Emocje Masters 2017 rosną – podczas trzeciego dnia prowadzenie zmieniało się parę razy, ale świetna runda (67) Justine'a Rose, mistrza olimpijskiego z Rio de Janeiro, mistrza US Open 2013, zakończona w imperialnym stylu (pięć birdie w drugiej połowie gry) dała mu zasłużone prowadzenie obok Sergio Garcii (70), który znów jest blisko szansy na pierwszy tytuł wielkoszlemowy.
Tę parę gonił i niemal dogonił Rickie Fowler, który traci tylko jedno uderzenie, niewiele dalej są następni znani golfiści: mistrz Masters 2015 Jordan Spieth, mistrz Masters 2013 Adam Scott, nawet mistrz Masters 2011 Charl Schwartzel, a także ten mniej znany, ale wciąż wytrwały Charley Hoffman, który był liderem po pierwszym dniu, współliderem pod drugim, a po trzecim zajmuje dzielone czwarte miejsce.
Jego pech, że na 16. dołku (par 3) posłał pierwszą piłkę do wody, kara, dwa putty i strata dwóch ważnych punktów zepchnęła go z pozycji obok Garcii i Rose'a, którzy w niedzielę pójdą w ostatniej parze walczyć o zieloną marynarkę. W przedostatniej staną koło siebie Fowler i Spieth. – Będzie dobra zabawa. Niecierpliwie na nią czekam. Nigdy nie czułem się lepiej w Wielkim Szlemie – zapowiadał Rickie Fowler.
Historia Masters zna przypadki odrabiania wielu uderzeń straty do liderów w ostatniej rundzie i zdobywania tytułu (robili tak Nick Faldo i Tiger Woods), więc wciąż jest nadzieja nawet dla tych, którzy tracą 6 punktów. Jest wśród nich Rory McIlroy, obecnie trzeci golfista w rankingu światowym i jedyny z grających, który wygrywając w Auguście może skompletować szlema kariery. Z jednej strony statystyka daje mu nadzieję, z drugiej zabiera – od 1959 roku nie było zwycięzcy Masters, który zajmowałby gorsze, niż 10. miejsce po trzech dniach rywalizacji. McIlroy jest z piątką innych graczy 11.
Transmisja z finałowej rundy w Eurosporcie 1.