Nadzieje na dobry wynik, może na medal, prysły tuż po zjeździe z platformy startowej. Bodnar źle złożył się przed pierwszym zakrętem 31-kilometrowej trasy. Upadł, stracił rytm, nie był już w stanie dojść do siebie. Potem była jeszcze druga kraksa. Na pierwszym punkcie pomiaru czasu zajmował 60. pozycję, tracąc do prowadzącego Primoża Roglica prawie dwie minuty. Słoweniec, który wystartował tuż za Polakiem, już wtedy go wyprzedzał.
W zeszłym roku w Dausze Polak zajął czwarte miejsce, dwa miesiące temu odniósł etapowe zwycięstwo na czasówce w Tour de France, teraz dopiero 49. lokata i aż sześć minut straty. Start w Norwegii 32-letniemu zawodnikowi Bora-Hansgrohe nie wyszedł, ale honorowo dojechał do końca.
Wielkie zwycięstwo odniósł Dumoulin. Holenderski kolarz na początku sezonu sprawił niespodziankę, wygrywając Giro d'Italia. Nikt wtedy nie przypuszczał, że doskonały specjalista od jazdy na czas potrafi tak dobrze pojechać w wysokich górach. W Bergen zaskoczenia już nie było, szczególnie że w końcówce trasy organizatorzy wyznaczyli 3,5- -kilometrowy podjazd, ze średnią nachylenia dochodzącą do 10 procent. Dumoulin idealnie połączył dwie umiejętności – jazdy na czas i w górach. Drugiego Roglica, byłego skoczka narciarskiego, wyprzedził prawie o minutę. Trzecie miejsce zajął Christopher Froome. Brytyjczyk zbyt zmęczony udaną walką o zwycięstwa w Tour de France i Vuelcie i tak osiągnął najlepszy wynik w karierze w czasówce MŚ.
Czasówka w Bergen pokazała, że znakomitym pomysłem jest organizowanie takich imprez jak MŚ w krajach, gdzie istnieje tradycja sportowa. Patrząc na tłumy na trasie, szczególnie pod Mount Floyen, odnosiło się wrażenie, że we wrześniu w Norwegii startują biegacze narciarscy, a nie kolarze. Kibicom nie przeszkadzał nawet deszcz. W zeszłym roku w Katarze było gorąco, ale pusto.
Od piątku w Bergen rozpoczynają się wyścigi ze startu wspólnego. W sobotę pojadą panie. Liderką polskiej drużyny będzie Katarzyna Niewiadoma. W niedzielę wystartują panowie. O wygraną ma walczyć Michał Kwiatkowski, oby bez pecha.