Przedwiośnie i wczesna wiosna to na kolarskich trasach od kilku już lat czas kolarza z Torunia. Od 2014 roku nie było sezonu, w którym w marcu albo w kwietniu nie odniósłby prestiżowego zwycięstwa – Strade Bianche w 2014 roku, Amstel Gold Race w 2015, Harelbeke w 2016, w ubiegłym roku znów Strade Bianche plus wygrana w Milan – San Remo uznawanym za nieoficjalne wiosenne mistrzostwa świata.
Tytuł mistrza świata zdobyty przed czterema laty we wrześniu w hiszpańskiej Ponferradzie to jedyne odstępstwo od tej reguły.
Nie mogło być inaczej i w tym sezonie. Jeszcze w lutym był pierwszy w wieloetapowym Volta ao Algarve, portugalskim wyścigu niższej kategorii. Nie wyszedł Kwiatkowskiemu start na początku marca w lubianym przez niego klasyku Strade Bianche. W Toskanii warunki były jednak jeszcze zimowe, dobre dla przełajowców, a nie szosowców. Tak Polak, Peter Sagan, Greg Van Avermaet nie wytrzymali rywalizacji w błocie i śniegu.
Od pierwszego etapu rozpoczętego tydzień temu Tirreno – Adriatico, należącego do cyklu World Tour 27-letni kolarz Sky w najbardziej newralgicznych momentach trzymał się w czołówce, od początku znajdował się w pierwszej dziesiątce klasyfikacji generalnej, w niedzielę został liderem.
Pecha miał w tym czasie Rafał Majka. W piątek leżał po kraksie. Przyjechał ze sporą stratą do najlepszych. Dzień później pokazał jednak, że stać go na wiele. Był drugi na etapie.