Takiego Małysza nie widzieliśmy od dawna. Pewny siebie, spokojny na belce startowej i szczęśliwy po wylądowaniu, z ręką uniesioną wysoko. Do pierwszego w tym sezonie zwycięstwa zabrakło mu niewiele, ale drugie miejsce i tak jest najlepsze. Wcześniej tylko raz (w Lillehammer) był trzeci.
Seria treningowa bardzo wyraźnie wskazała faworytów tego konkursu. Gregor Schlierenzauer skoczył aż 142 m, Ammann, który wyprzedza Austriaka w klasyfikacji Pucharu Świata, lądował półtora metra bliżej, a Małysz (133) był trzeci.
W konkursie cała trójka skakała w zbliżonych warunkach, szybkości na progu też mieli podobne. Najdalej poleciał Ammann (133) i prowadził przed Małyszem i Schlierenzauerem. Skok Polaka był taki, jak oczekiwano od dawna. "Orzeł z Wisły" frunął nad zeskokiem jak za dawnych lat. 130,5 m dało mu drugie miejsce i znakomitą pozycję przed serią finałową.
Bardzo dobrze w pierwszej kolejce spisał się też 16-letni Grzegorz Miętus, długo był liderem po skoku na odległość 125,5 m. Wyprzedził go dopiero Niemiec Martin Schmitt, choć wylądował bliżej (123,5), ale konkurs w Klingenthal, tak jak kilka dni temu w Oberstdorfie, punktowany jest według nowych zasad uwzględniających kierunek i siłę wiatru oraz wysokość platformy startowej.
Młodziutki polski skoczek wyprzedził kilku asów, m.in. Norwega Bjoerna Einara Romoerena. Nieobliczalny Fin Harri Olli, zwycięzca kwalifikacji, pogrzebał się sam, psując skok.