Trzy tygodnie temu, przed mistrzostwami świata w lotach, trener austriackich skoczków Alexander Pointner miał wątpliwości, czy powinien zabrać do Oberstdorfu Gregora Schlierenzauera.
– Chłopak ma 18 lat, ogromny talent, który łatwo zniszczyć. A na to nie mogę pozwolić – mówił Pointner, który jednak ugiął się pod naciskiem sportowych argumentów. Gregor był w formie, bardzo chciał skakać na mamucie i dopiął swego.
Co było później, wiemy. W swym pierwszym starcie na mamuciej skoczni Schlierenzauer znokautował konkurencję. Najpierw zdobył złoty medal indywidualnie, a następnie przypieczętował ostatnim, najdłuższym skokiem sukces Austriaków, którzy przerwali hegemonię Norwegów dwukrotnie wygrywających rywalizację drużynową podczas mistrzostw świata w lotach.Zawody w Planicy na słynnej Velikance miały dać odpowiedź na pytanie, czy była to jednorazowa eksplozja formy utalentowanego młodzieńca, czy też narodził się lotnik znakomity.
Już pierwszy konkurs, wygrany zdecydowanie przez Schlierenzauera, pokazał, że mamy nowego króla lotów. Nie pomogły zmasowane ataki Norwegów z Romoerenem, rekordzistą świata w długości lotu (239 m), na czele i wielka forma Janne Ahonena. Na młodego Austriaka nie było silnych. W pierwszej serii poleciał 232,5 m – aż o 23,5 m dalej od Romoerena. W drugiej, finałowej, próbie po spokojnym locie znów wylądował najdalej, na 225. metrze, i raz jeszcze utarł nosa starym wygom, którzy walczyli do końca, ale byli bez szans.Adam Małysz po skokach 203 i 204,5 m był dziewiąty. – Chciałbym dalej, ale widać, że to wszystko, na co mnie było stać. Gdyby wyszedł mi taki skok jak na treningu (217 m), mógłbym się bić o podium – powiedział po pierwszym konkursie.
Kamil Stoch był 29., a Piotr Żyła zakończył zawody na przedostatnim, 39., miejscu, wyprzedzając dwukrotnego mistrza świata w lotach Norwega Roara Ljoekelsoeya, który zepsuł skok i spadł na bulę.