Nowy rok, stara bieda

Udane kwalifikacje rozbudziły nadzieje, konkurs je zgasił. Adam Małysz odpadł już po pierwszej serii dzisiejszego konkursu w Turnieju Czterech Skoczni. Simon Ammann przegrał z Wolfgangiem Loitzlem i teraz to Austriak prowadzi w turnieju - pisze Paweł Wilkowicz z Garmisch-Partenkirchen

Publikacja: 01.01.2009 19:01

Adam Małysz w Garmisch-Partenkirchen

Adam Małysz w Garmisch-Partenkirchen

Foto: Fotorzepa, Piotr Nowak PN Piotr Nowak

Spiker pod skocznią aż jęknął ze zdziwienia. Niemieccy kibice się cieszyli, ale z niedowierzaniem. Nie przypuszczali, że Andreasowi Wankowi do zwycięstwa nad Adamem Małyszem wystarczy taki skok: marne 118 metrów, słabe noty. Niestety, wystarczył. Polak skoczył o dwa metry bliżej, nie miał nawet szans na znalezienie się w piątce tzw. lucky loserów.

Po konkursie w Oberstdorfie taka słabość niby nie powinna dziwić, tam Polak zajął 27. miejsce, w Ga-Pa 37., ale w międzyczasie były naprawdę udane treningi i kwalifikacje w Sylwestra. Małysz długo w nich prowadził, zajął ostatecznie ósme miejsce. Kamery na skoczni pokazywały go, jak znów uśmiecha się szczerze, a nie tylko dlatego, że tak wypada. Opowiadał z błyskiem w oku, że dobre treningi go odmieniły, cieszył się, że nieudany rok dobiega końca. A potem nowy zaczął od kolejnego kroku w tył.

Tak nisko w konkursie Turnieju Czterech Skoczni nie był od 2000 roku (46. w Bischofshofen), pierwszy raz nie awansował do drugiej serii w Garmisch-Partenkirchen. To co się z nim od dłuższego czasu dzieje, jest jak awaria pamięci. Dobre nawyki gdzieś w niej przepadły i nie można ich odnaleźć, zwłaszcza podczas konkursów. Poszukiwania są coraz bardziej rozpaczliwe. W Oberstdofie Małysz wyskoczył zbyt wcześniej, w Ga-Pa przejechał próg.

- Adam odbił się wszystkim, tylko nie nogami. W ogóle nie pracowały - tłumaczył trener Łukasz Kruczek, jeszcze bardziej przygaszony niż jego skoczkowie (Piotr Żyła był 41., Kamil Stoch 47.). Decyzję o tym, czy odjechać do domów już z Garmisch-Partenkirchen, czy jednak zostać do końca turnieju, Kruczek odłożył na wieczór. Emocje i rozczarowanie były zbyt duże, by decydować na gorąco. Jak obiecywał, tak zrobił: wieczorem ogłoszono, że Małysz zostaje i skacze dalej w turnieju.

Sam zawodnik jeszcze pod skocznią nie powiedział stanowczo: chcę się wycofać, ale dawał do zrozumienia, że właśnie na taką decyzję liczy. Zależy mu na kilku dniach spokojnego treningu. Po to, by jeszcze raz przeszukać pamięć i odtworzyć to, co dobre. Rozstrzygnięcie zostawia jednak trenerom. Jeśli każą skakać, pojedzie do Innsbrucku. To byłoby już drugie wycofanie mistrza w tym sezonie. Wcześniej Polacy zrezygnowali ze startu w Pragelato i pojechali trenować do Ramsau. Wyjazd niczego nie zmienił. Ten sprzed trzech lat, gdy Małysz zakończył turniej w Ga-Pa, by ratować formę przed igrzyskami w Turynie, również nie pomógł.

W walce Simon Ammann kontra Austriacy jest 1:1. W Partenkirchen Szwajcar znokautował rywali w pierwszej serii, skoczył 140 m, aż o 6 dalej niż Gregor Schlierenzauer, z którym rywalizował w parze po rezygnacji ze startu w kwalifikacjach. To miała być wojna nerwów, na treningach Austriak skakał dalej i Szwajcar opuszczając eliminacje chciał pokazać, że nie robi to na nim wrażenia. Wojnę ze Schlierenzauerem wygrał, ale Wolfgangowi Loitzlowi, dotychczas wiceliderowi turnieju, nie dał rady. Znów było tak jak w Oberstdorfie, sędziowie w finale konkursu długo zastanawiali się jakie noty dać Ammannowi, a trenerzy i widzowie czekali w ciszy, tyle że tym razem cieszył się Loitzl. Ammann skoczył 134,5 m, o dwa bliżej niż rywal, do tego stracił dużo punktów za niepewne lądowanie. Trzeci był Fin Harri Olli, a w pierwszej szóstce - aż czterech Austriaków. - Nie najechałem na próg wystarczająco agresywnie, to nie był udany skok - przyznał potem Ammann. Gdy tablica wyników pokazała, że wygrał Loitzl, i że prowadzi również w klasyfikacji turnieju, koledzy z austriackiej kadry wzięli go na ramiona i wnieśli na zeskok. Po czterech drugich miejscach w tym sezonie, po latach czekania, mistrz świata juniorów z 1998 roku wreszcie wygrał pierwszy konkurs w Pucharze Świata. Akurat przed przeprowadzką turnieju z Niemiec do Austrii, na sobotnie kwalifikacje w Innsbrucku. Loitzl się wzruszył, Ammann obiecał poprawę, a trener Alexander Pointner triumfował. Sprawdziło się to, co powiedział po pierwszym konkursie. W Oberstdorfie można turniej przegrać, ale jeszcze się nie zdarzyło, żeby ktoś go tam wygrał.

Spiker pod skocznią aż jęknął ze zdziwienia. Niemieccy kibice się cieszyli, ale z niedowierzaniem. Nie przypuszczali, że Andreasowi Wankowi do zwycięstwa nad Adamem Małyszem wystarczy taki skok: marne 118 metrów, słabe noty. Niestety, wystarczył. Polak skoczył o dwa metry bliżej, nie miał nawet szans na znalezienie się w piątce tzw. lucky loserów.

Po konkursie w Oberstdorfie taka słabość niby nie powinna dziwić, tam Polak zajął 27. miejsce, w Ga-Pa 37., ale w międzyczasie były naprawdę udane treningi i kwalifikacje w Sylwestra. Małysz długo w nich prowadził, zajął ostatecznie ósme miejsce. Kamery na skoczni pokazywały go, jak znów uśmiecha się szczerze, a nie tylko dlatego, że tak wypada. Opowiadał z błyskiem w oku, że dobre treningi go odmieniły, cieszył się, że nieudany rok dobiega końca. A potem nowy zaczął od kolejnego kroku w tył.

Inne sporty
Gwiazdy szachów znów w Warszawie. Zagrają Jan-Krzysztof Duda i Alireza Firouzja
kajakarstwo
Klaudia Zwolińska szykuje się do nowego sezonu. Cel to mistrzostwa świata
Kolarstwo
Strade Bianche. Tadej Pogacar upada, ale wygrywa
Kolarstwo
Trwa proces lekarza, który wspierał kolarzy. Nie zawsze były to legalne sposoby
Materiał Promocyjny
Warunki rozwoju OZE w samorządach i korzyści z tego płynące
Inne sporty
Czy peleton zwolni? Kolarze czują się coraz bardziej zagrożeni
Materiał Promocyjny
Sezon motocyklowy wkrótce się rozpocznie, a Suzuki rusza z 19. edycją szkoleń