Pogoda była fatalna od kilku dni, ale katastrofa nastąpiła w piątek. Deszcz zmył przynajmniej połowę zlodzonego śniegu, a wichura dodała swoje, uszkodziła nawet stanowiska kamer telewizyjnych i część barierek wytyczających trasy.
Widok ośrodka w PyeongChang jest taki: tysiące światełek zdobi pięknie drzewa i krzewy wokół hoteli, wszędzie widać kolorowe flagi z logo mistrzostw, ale nędzne resztki brudnego śniegu topnieją na trawnikach, środkiem w murowanym korycie płynie wzburzona rzeka niosąca burą, pełną piasku maź.
[wyimek]Mamy zapewne do czynienia z systematycznym dopingiem w jednej z najsilniejszych ekip - Anders Besseberg szef Międzynarodowej Unii Biatlonu o reprezentacji Rosji[/wyimek]
Temperatura w piątkowe południe przekroczyła plus 15 stopni, komitet organizacyjny zebrał się w celu podjęcia nagłych działań ratunkowych, całą noc miała trwać akcja dowożenia ciężarówkami śniegu. Dyrektor IBU ds. zawodów Franz Berger zachowywał pokerową twarz. Mówił, że jest optymistą i wciąż ma nadzieję na planowy start, czyli w sobotę po południu czasu koreańskiego, rankiem w Europie.
Jak będzie, okaże się po spotkaniu technicznym w sobotę. Może nastąpi zmiana programu, może nie, na razie nie ma mądrych. W gronie trenerów najgłośniej słychać było szkoleniowca Szwedów Niemca Wolfganga Pichlera, który jako reprezentant 25 z 38 krajów uczestniczących w imprezie zażądał kolejnego spotkania w sobotę rano.