Długi weekend ze skokami w środkowych Niemczech dał wielu ekipom nadzieję na dobry występ w mistrzostwach świata. Japończykom, bo mają młodego mistrza, który po chwili na złapanie oddechu wygrał 11. konkurs w sezonie i niemal na pewno będzie pod koniec marca trzymał w dłoniach wielką Kryształową Kulę.
Polakom, bo mają Kamila Stocha (w sobotę drugi, w niedzielę siódmy), Piotra Żyłę (czwarty i trzeci) i Dawida Kubackiego (dwa razy piąty), którzy przy odrobinie szczęścia mogą wygrać każde zawody, a wsparci przez czwartego (w domyśle Jakuba Wolnego) tworzą drużynę na medal.
PŚ w Willingen
Niemcom, bo poprawiają się ze startu na start i mają silną trójkę podobną do polskiej. Słoweńcy liczyć mogą na Timiego Zajca, Norwegowie, choć trochę w rozsypce, na Johanna Andre Forfanga i Roberta Johanssona, Austriacy na Stefana Krafta.
Finałowy konkurs na dość kapryśnej skoczni w Willingen lepiej lub gorzej potwierdził te oceny, choć oczywiście sukces Ryoyu Kobayashiego należy docenić.
Japończyk objął prowadzenie w cyklu Willingen Five po pierwszej serii w niedzielę. Przypomniał widzom, jak skakał na początku zimy, 146 m to było kilka metrów więcej niż udane próby Żyły, Stocha i Kubackiego. Tablicę wyników oglądało się jednak świetnie: najpierw Japończyk, za nim trzech Polaków, potem dwóch Norwegów, Forfang i Johansson.