Wystarczy napisać, że nastolatka z miasta Kamikawa na wyspie Hokkaido wygrała osiem konkursów tej zimy, a ten decydujący  w Ljubnie (Słowenia), był czwartym z rzędu. Do końca cyklu liczącego 16 konkursów pozostały jeszcze trzy marcowe imprezy w Norwegii, ale zmiany liderki PŚ już na pewno nie będzie.

Sara Takanashi ma życiorys sportowy podobny do wielu innych dziewczyn, jakie zapaliły się do tej konkurencji. Trenuje skoki od ósmego roku życia. Wybrała dyscyplinę, bo podziwiała swoich sławnych kolegów. W klubie szkolnym była możliwość ćwiczeń. Poszła, spróbowała, została. Nikt nie narzekał, że jest za mała (1,51 m wzrostu), bo talent zauważono niemal od razu. Zaczęła zwyciężać bardzo szybko – najpierw w mistrzostwach świata juniorek w Erzurum (2011) i Libercu (2012), dołożyła złoto z ubiegłorocznych igrzysk olimpijskich młodzieży w Innsbrucku. Rok temu w Pucharze Świata była trzecia, teraz jest najlepsza i najmłodsza z najlepszych. Takich jak Sara Takanashi jest sporo także poza Japonią.

Skoki spodobały się bardzo Amerykankom, które mają oficjalną pierwszą mistrzynię świata (Lindsey Van) i pierwszą, która zdobyła rok temu pierwszą wielką Kryształową Kulę (Sarah Hedrickson), niewiele gorsze są Jessica Jerome, Abby Hughes i Alissa Johnson. Kadrę USA prowadzi Alan Alborn, miłośnicy skoków pewnie go pamiętają, był uczestnikiem konkursów pucharowych i olimpijskich. W Austrii gwiazdą jest Daniela Iraschko (mistrzyni świata z 2011 roku), za nią idzie fala ambitnych koleżanek Schlierenzauera. Silną pozycję wyrabiają skokom kobiecym w Norwegii Anette Sagen i Line Jahr. Mocną kadrę ma Słowenia z Katją Pozun na czele. Za skoki słoweńskich pań wziął się sam Primoż Peterka. Są też wśród najlepszych Francuzki (trzecia w PŚ to Coline Mattel), Finki, Niemki, Włoszki, nawet Holenderka, nie ma Polek. Choć kilka dziewcząt próbowało, na razie nie dotrzymują kroku światu. Kobiece skoki zaczęły się, wedle różnych przekazów gdzieś na początku XX wieku, choć norweskie źródła mówią o roku 1863, jako dacie tego wielkiego początku. Pewnie będą też spory, czy skok na odległość 22 m, jaki wykonała (w zimowej sukience) austriacka hrabina Paula Lamberg w Kitzbuehel, to pierwszy zanotowany rekord świata, czy nie. Na pewno wiadomo, że panie skakały. Cicho, z boku prestiżowych konkursów męskich robiły swoje, w Austrii, w Norwegii, w Niemczech.

W 1981 roku Finka Tjina Lehtoli pierwsza przekroczyła dystans 100 m. Jej wynik 110 m był kobiecym rekordem do 1994 roku. Początek lat 90. to także czas, gdy panie zaczęły mieć własne zawody, bo wcześniej dostawały zwykle rolę przedskoczkiń w konkursach mężczyzn, albo były dopuszczane w ramach wyjątków. To wtedy błysnęła Eva Gangster, Austriaczka, która na mamuciej skoczni Kulm w Bad Mittendorf osiągnęła całe 167 m. Krok po kroku skoki kobiet rosły w siłę. W 1998 roku w St. Moritz odbyły się pierwsze kobiece mistrzostwa świata (wygrała Heli Pormell z Finlandii) przy okazji MŚ juniorów. Zaczął się wtedy cykl konkursów FIS Ladies Grand Prix, który kilka lat później przekształcił się w damski Puchar Kontynentalny. Stąd był już tylko krok do skoków pań włączonych do dorosłego programu mistrzostw świata w narciarstwie klasycznym.

Decyzja zapadła w 2006 roku. Najtrudniej było chyba złamać opór Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego. Walka prawna o damskie skoki w Vancouver została dwukrotnie przegrana. Kiedy jednak członkowie MKOl uznali w 2011 roku, że panie skaczące na nartach będą obecne na igrzyskach w Soczi – reszta okazała się już znacznie łatwiejsza. Być w awangardzie skoków kobiecych okazało się magnesem dla wielu odważnych dziewczyn. Kto obserwował z jakim zapałem rozegrały minionej zimy pierwszą w kronikach serię konkursów Pucharu Świata, z jaką energią startowały w mistrzostwach świata, jak wiele chętnych zobaczono w zawodach juniorek, ten wie, że odwrotu nie ma. To jest pełnoprawna dyscyplina narciarska, ze swymi nowymi gwiazdami, turniejami i emocjami. Ostatnie przed mistrzostwami świata w Val di Fiemme konkursy pucharowe w Ljubnie oglądało po 5000 widzów. Na razie różnicę widać tylko w długościach skoków. FIS jeszcze trochę hamuje rozpęd pań i większość ich konkursów pucharowych i mistrzowskich rozgrywa na skoczniach normalnych, czyli tych K-90 lub K-95. Takanashi, Mattel, Hendrickson, Sagen, Pozun, Van, Iraschko i ich następczynie chyba się tym nie martwią. Wiedzą, że i tak doleciały bardzo daleko. Skoki pań o medale kolejnych mistrzostw świata w Val di Fiemme już w najbliższy czwartek.