Aż nie chce się wierzyć, ale większe zainteresowanie wzbudza Anthony Joshua i jego pojedynek z aktualnym mistrzem świata wagi ciężkiej, organizacji IBF, Charlesem Martinem. Amerykanin zdobył ten pas w styczniu tego roku, wygrywając w Nowym Jorku z Wiaczesławem Głazkowem.
Ukrainiec doznał kontuzji kolana w trzeciej rundzie i tym samym wciąż niewiele wiemy o możliwościach 30-letniego niepokonanego Martina (23-0-1, 21 KO). Fizycznie wygląda solidnie, mierzy 196 cm i walczy z odwrotnej pozycji, ale z nikim liczącym się w tej kategorii jeszcze nie wygrał. Ci, którzy z nim sparowali, twierdzą wprawdzie, że ma ciężkie ręce, jest inteligentny i dość szybki, ale to za mało, by stawiać na niego w ciemno w starciu z kimś tak utalentowanym jak złoty medalista ostatnich igrzysk w Londynie.
Tym bardziej że młodszy o 3,5 roku Joshua jest dziś bez porównania lepszym pięściarzem niż podczas turnieju olimpijskiego. Wtedy miał sporo szczęścia, bo na dobrą sprawę w eliminacyjnym pojedynku z Kubańczykiem Erislandy Savonem i finałowej walce o złoto z Włochem Roberto Cammarelle rezultat nie musiał być dla niego korzystny. Ale ściany pomagają gospodarzom, więc został mistrzem.
20 tysięcy biletów do hali O2 Arena sprzedano na pniu. Takiego zainteresowania wagą ciężką na Wyspach Brytyjskich nie było od czasu Franka Bruno i Lennoxa Lewisa. A teraz jest przecież Tyson Fury i wraca David Haye.
Joshua mierzy 198 cm, ma imponujący zasięg ramion (208 cm) i wszystkie walki (15) wygrał przez nokaut. W ostatniej solidną bombą na szczękę poczęstował go wprawdzie Dillian Whyte, ale rywal nie poszedł za ciosem, a Joshua szybko doszedł do siebie, odpowiedział kolejną serią i w siódmej rundzie było po wszystkim.