Zdjęcie polskiego kolarza grupy Bora-Hansgrohe jadącego z zaciśniętymi zębami, rozdartymi na biodrach spodenkami i poszarpaną na brzuchu koszulką, spod której wyłania się zakrwawiona rana, z łokciami i kolanem opatrzonymi bandażami, obiegło świat. Niczym żołnierz po bitwie Majka dojechał do mety i nawet zmieścił się w limicie czasowym.
W poniedziałek, w dniu przerwy w wyścigu, Polak po szczegółowych konsultacjach lekarskich zdecydował, że w Tour de France dalej już jednak nie pojedzie. „Dzisiaj wszystko mnie boli, ale na szczęście nie mam żadnych złamań. Po takim wypadku dalsza walka nie ma sensu" – napisał na swoim profilu społecznościowym.
Majka poświęci się teraz przygotowaniom do hiszpańskiej Vuelty, która rozpocznie się 19 sierpnia w Nimes.
Po dziewiątym etapie pięciu zawodników w wyniku urazów odniesionych podczas kraks opuściło Tour de France. Aż 11, w tym niezły sprinter, zwycięzca wtorkowego etapu Arnaud Demarre, nie zmieściło się w limicie czasowym i zostało zdyskwalifikowanych. Francuskie media piszą o etapie „na polu minowym", „szalonym jak horror".
Pojawiła się też wątpliwość, czy jednak trasa z trzema górskimi premiami „poza kategorią", blisko 5-kilometrowym przewyższeniem, nie była zbyt trudna. W dzienniku „Liberation" Clement Chevrier, kolarz grupy AG2R, mówił, że Mont du Chat, ostatnie ze wzniesień etapu, jest najtrudniejszą kolarską górą we Francji i z tego powodu rzadko zawodnicy jeżdżą tamtędy na treningach.