Zima w F1 zawsze upływa pod znakiem oczekiwań i nadziei. Każdy z zespołów liczy, że mniej lub bardziej ambitne cele tym razem zostaną osiągnięte. Napięcie rośnie wraz z prezentacjami kolejnych samochodów - a każdy z nich, mimo rygorystycznych przepisów technicznych - jest unikalny i różni się wieloma szczegółami od modeli konkurencyjnych ekip. Wszak to jedyna seria wyścigowa, w której zespoły muszą samodzielnie projektować i budować auta.
Zmian w regulaminach jest w tym roku niewiele, zwłaszcza w porównaniu z minionym sezonem. Przemeblowano wówczas całą filozofię aerodynamiczną, bo główną rolę w wytwarzaniu docisku - z którego słyną maszyny F1 - przejęła od skrzydeł podłoga. Przez długie dekady musiała być płaska, teraz pod spodem pojawiły się wyprofilowane tunele. Z jednej strony takie rozwiązanie umożliwia bliższą jazdę za rywalem – czyli sprzyja wyprzedzaniu – a z drugiej wymagało od projektantów przygotowania zupełnie nowych koncepcji.
Hegemonia przełamana
To pole, na którym błysnął Red Bull. Niezłe pomysły miało także Ferrari, natomiast katastrofalną wpadkę zaliczył Mercedes. Zespół, który w mistrzostwach świata konstruktorów wywalczył osiem tytułów z rzędu, wygrał w zeszłym sezonie tylko jeden wyścig. Nowy w ekipie George Russell triumfował w Brazylii, a jego partner Lewis Hamilton po raz pierwszy w karierze nie wygrał ani jednej rundy. Hegemonię „Srebrnych Strzał” przełamał Red Bull, wygrywając aż 17 z 22 wyścigów. Teraz może być podobnie.
Czytaj więcej
Max Verstappen zdominował w tym sezonie rywalizację w Formule 1. Holender dopiero skończył 25 lat, a ma już miejsce wśród największych gwiazd tego sportu. W niedzielę drugi raz został mistrzem świata.
Trzydniowe testy na torze w Bahrajnie pokazały, że mistrzowie świata nie zamierzają zwalniać tempa. Max Verstappen i Sergio Perez dostali szybką i niezawodną maszynę, która powinna dać im komfortową przewagę w pierwszej fazie mistrzostw.