Reklama
Rozwiń
Reklama

Haney - Łomaczenko: Taniec mistrzów

Amerykanin Devin Haney wciąż jest mistrzem świata wagi lekkiej po wygranej z Ukraińcem Wasylem Łomaczenką w Las Vegas, choć był o krok od porażki.

Publikacja: 22.05.2023 03:00

Devin Haney obronił pasy

Devin Haney obronił pasy

Foto: AFP

Do takich walk wraca się po latach, wspomina i dyskutuje, czy werdykt był prawidłowy. Szczególnie gdy wiele rund jest wyrównanych, a końcowe starcie wyraźnie wygrywa ten, którego ogłaszają pokonanym.

Dla 35-letniego Łomaczenki była to jedna z najważniejszych walk w życiu. Trzy lata temu przegrał z innym Amerykaninem, Teofimo Lopezem, i stracił koronę króla wagi lekkiej.

Czytaj więcej

Rozmiar kontra doświadczenie

Teraz mógł ją odzyskać. W puli były wszystkie cztery pasy (WBC, IBF, WBA, WBO) oraz ten magazynu „The Ring”, należące do 24-letniego Haneya, który podczas ważenia niezbyt elegancko potraktował dwukrotnego mistrza olimpijskiego. Łomaczenko popchnięty przez rywala powiedział tylko: – Teraz jest mój, nie wytrzymuje nerwowo, już się boi.

Strachu w ringu jednak nie było. Widzieliśmy spokój oraz agresywną taktykę Amerykanina. Haney postanowił złamać Łomaczenkę ciosami na korpus. Jego prawe haki były bardzo groźne, ale zastopować Ukraińca nikomu jeszcze się nie udało, choć wcześniej miał w zawodowej karierze dwie nieznaczne czy – jak kto woli – kontrowersyjne porażki.

Reklama
Reklama

Miał też mistrzowskie tytuły w trzech wagach (piórkowa, superpiórkowa i lekka), tytuł najlepszego bez podziału na kategorie, a w czasach amatorskich zdobył wszystko, wygrywając 396 z 397 walk.

– Z kimś takim jeszcze nie walczyłem. Twardy facet, wielki mistrz, z pewnością znajdzie się w Bokserskiej Galerii Sław. Czapki z głów – powiedział po ogłoszeniu werdyktu Haney.

Sędziowie Tim Cheatham i David Sutherland punktowali 115-113, a Dave Moretti 116-112, cała trójka dla Haneya. Nie wszyscy się z nimi zgodzili.

Gwizdali ci, którzy uważali, że to Łomaczenko powinien zwyciężyć. Wygrał przecież 10 rundę, w 11. mocno postraszył Haneya, a w ostatniej – 12. – był blisko przechylenia szali na swoją korzyść. Wcześniej widzieliśmy jednak sporo wyrównanych rund, w których nieco więcej do powiedzenia miał Amerykanin.

Mniejszy i lżejszy Ukrainiec udowodnił, że mimo upływu lat wciąż jest znakomitym pięściarzem, ale Haney też pokazał klasę.

Łomaczenko nie chciał komentować werdyktu, bo przecież wszyscy widzieli, kto był lepszy. Zapowiedział też, że to nie koniec, jeszcze go zobaczymy, ale na razie wraca do Ukrainy, bo los ojczyzny leży mu na sercu, co już wcześniej udowodnił, gdy zrezygnował z walki z Australijczykiem George’em Kambososem, do którego należały trzy pasy. Wtedy jednak rozpoczęła się wojna, więc wsiadł w samolot, wrócił w rodzinne strony i zapisał się do Obrony Terytorialnej, choć mógł zarabiać miliony w spokojniejszych miejscach.

Reklama
Reklama

Publiczność była po jego stronie. Wielu amerykańskich mistrzów – chociażby Shakur Stevenson – twierdziło, że zasłużył na zwycięstwo. Warto jednak pamiętać, że Stevenson, poważny kandydat na kolejnego władcę kategorii lekkiej, walczyłby z Łomaczenką, gdyby ten wygrał. A teraz będzie musiał poczekać, aż Haney przeniesie się do wagi superlekkiej i odda należące do niego pasy.

Nie można też wykluczyć, że scenariusz będzie inny i Haney, który po walce z Łomaczenką jest wolnym agentem, zmierzy się jednak ze Stevensonem i zobaczymy fantastyczny pojedynek. Byłoby to z pewnością kolejne święto boksu.

Boks
Ołeksandr Usyk wciąż niepokonany, prezydent Zełenski mu dziękuje. Kiedy kolejna walka?
Boks
Janusz Pindera: Biwoł - Bietierbijew. Czas na trylogię, też w Rijadzie
Boks
Siedem walk o mistrzostwo świata. Gala, jakiej nie było
SPORT I POLITYKA
Gangster z Sierpuchowa wciąż rządzi boksem. Dlaczego świat popiera oligarchę Putina?
Boks
Miliony na ringu. Arabia Saudyjska kupiła światowy boks
Materiał Promocyjny
W kierunku zrównoważonej przyszłości – konkretne działania
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama