- Wciąż głodne sukcesów oczy. Ale ten głód zwycięstw widać nie tylko w oczach, w jego stylu walki również. On wciąż szuka w ringu czegoś nowego, nie jest leniwy.
- Fachowcy widzą też jego technikę, pracę nóg…
- Ukrainiec wymyka się obiegowym określeniom. Ma wspaniałe warunki fizyczne, jak na wagę cruiser, ale nie zawsze z nich korzysta. Wydawałoby się, że długie ciosy proste wystarczą mu do odniesienia sukcesu, ale on szuka czegoś więcej. Czasami sprawia wrażenie, że nie zależy mu na nokautowaniu rywali, a oni padają i wygrywa przed czasem.
- Obserwuje go pan od dawna?
- Pamiętam, że przegrał z Rosjaninem Matwiejem Korobowem w półfinale mistrzostw Europy w Płowdiw (2006), jeszcze w wadze średniej, ale do tej walki już nie sięgam. Z jednej strony stanął najlepszy wtedy zawodnik tej kategorii na świecie, z drugiej młody chłopak, który dopiero zaczynał wielką karierę. Trzy lata później, już w wadze ciężkiej, gdy w półfinale MŚ w Mediolanie (2009) pokonał go inny Rosjanin, Jegor Miechoncew, Usyk pokazał już spore możliwości. W kolejnych wielkich imprezach nie było już na niego siły.
- Nie wydaje się panu, że walczy podobnie jak Wasyl Łomaczenko?