Podczas każdego meczu Flamengo Rio de Janeiro w Copa Libertadores kibice śpiewali na Maracanie pieśń zatytułowaną „W grudniu 1981 roku”. Opowiada o historycznym dla brazylijskiego klubu wieczorze, gdy w finale Pucharu Interkontynentalnego pokonał w Liverpool 3:0. „W grudniu 81 biegaliście wokół Anglików. 3:0 z Liverpoolem przeszło do historii. W Rio nie macie sobie równych, tylko Flamengo jest mistrzem świata. A teraz wasz lud znów o to prosi”.
Śpiew przybrał na sile, gdy Liverpool wygrał Ligę Mistrzów i jasne się stało, że pojedzie jako reprezentant Europy na Klubowe Mistrzostwa Świata. Fani najpopularniejszego klubu w Brazylii (wedle badań Flamengo wspierają 32 miliony ludzi) musieli liczyć na jeszcze jeden drobiazg – zwycięstwo ich ulubieńców w Copa Libertadores.
Ostatecznie się udało, chociaż w wyjątkowo dramatycznych okolicznościach. W finale rozgrywanym w Limie Flamengo wygrało z River Plate Buenos Aires (które prowadziło od 14. minuty) po dwóch golach Gabigola. Pierwszego zdobył minutę przed końcem, drugiego w 180. sekundzie doliczonego czasu. Tym samym klub z Miasta Boga utorował sobie drogę do powtórki z grudnia 1981.
Wtedy też było dramatycznie. W finale Copa Libertadores Flamengo grało z chilijskim zespołem Cobreloa z Calamy. Na Maracanie po dwóch golach Zico Brazylijczycy wygrali 2:1, w rewanżu przegrali 0:1. Na ich szczęście nie obowiązywał wówczas przepis o golach na wyjeździe, więc o wszystkim miał zadecydować mecz na neutralnym terenie – w Montevideo.
Przed rewanżem dyktator rządzący wówczas Chile Augusto Pinochet ogłosił przez stadionowe głośniki, że „Cobreola to ojczyzna w piłkarskich butach”. Legenda mówi, że jeden z obrońców przez cały mecz trzymał w ręce kamień, a gdy sędzia nie widział, uderzał nim piłkarzy Flamengo.