Mistrzostwa świata wracają do Seefeld w Tyrolu po 34 latach. To sporo, można było zapomnieć o miejscu, w którym w 1985 r. medale i sławę na trasach biegowych zdobywali Szwed Gunde Svan, Włoch Maurillio De Zolt, Norweżka Anette Boe i Finka Marja-Liisa Kirvesniemi, pod flagą ZSRR startowała Raisa Smietanina, na skoczniach błyszczeli Jens Weissflog (jeszcze w barwach NRD), Per Bergerud z Norwegii, dzisiejszy trener Austriaków Andreas Felder i niedawno zmarły Fin Matti Nykänen.
Polskich medali wtedy nie oglądano, był to czas sporej luki między ostatnimi sukcesami Józefa Łuszczka (1978) i pierwszymi Adama Małysza (2001), dlatego tamtych tyrolskich mistrzostw raczej się nad Wisłą nie wspomina.
Wcześniej Seefeld było odwiedzane przez wielki sport z okazji mistrzostw świata w biatlonie (1963), igrzysk olimpijskich w Innsbrucku (1964 i 1976), później przypomniało się światu podczas Zimowych Młodzieżowych Igrzysk Olimpijskich (2012) i w zawodach Pucharu Świata.
Era po Bjoergen
Austriaccy działacze, zwyciężywszy rywali z Oberstdorfu, Planicy i Ałmatów, mają nadzieję, że po tych mistrzostwach zostanie w pamięci 200 tys. gości i milionów telewidzów znacznie więcej: przede wszystkim piękno Alp oraz nazwy Seefeld, Leutasch, Mösern-Buchen, Reith i Scharnitz, które będą się kojarzyć z wieloma turystycznymi radościami zimowego wypoczynku.
Gdyby sądzić po folderach, ten cel może się spełnić, choć kibice nie zawsze patrzą w bok od tras biegowych i skoczni. Polscy miłośnicy narciarstwa klasycznego z pewnością ruszą głównie na wzgórze Bergisel w Innsbrucku i Toni Seelos Olympiaschanze w Seefeld, by z nadzieją oglądać starty Kamila Stocha i kolegów.