Do informacji płynących z Krakowa i dotyczących transakcji trzeba jednak podchodzić ostrożnie. Wisła miała zostać sprzedana za symboliczną złotówkę. Nabywcami są dwa fundusze inwestycyjne. 60 procent miał wziąć fundusz z Luksemburga – Alelega, a pozostałe 40 procent Capital Partners Limited mający londyński adres.
20. kolejka Ekstraklasy
Korespondent Radia RMF FM w Anglii udał się pod ten adres i na miejscu zastał… sklep z cygarami. Ani śladu po funduszu i reprezentującym go Szwedzie Matsie Hartlingu. W internecie za to jest sporo śladów ostrzegających przed Hartlingiem i jego malwersacjami finansowymi.
Z kolei fundusz z Luksemburga po krótkim researchu okazał się tak naprawdę funduszem z Kambodży, który w Luksemburgu ma tylko filię.
Oczywiście nie ma żadnych podstaw, by stwierdzić, że przejęcie Wisły to oszustwo. „Sprawdzam” padnie zresztą bardzo szybko. Nowi właściciele będą musieli wyłożyć karty na stół do 28 grudnia. Wtedy bowiem upływa czas składania wniosków o licencję na grę w ekstraklasie w przyszłym sezonie. Jeśli Wisła nie ureguluje części długu – nieco ponad 12 milionów złotych – licencji nie dostanie (cały dług to blisko 80 mln). Trudno uwierzyć, by nowi właściciele zdecydowali się na tak spektakularną klapę już na początku swojej działalności.
W tym tajemniczym przejęciu jest także dwóch Polaków – czy też raczej dwie osoby w Polsce urodzone. Przymierzany do roli dyrektora sportowego Adam Pietrowski na świat przyszedł w Gliwicach, ale jak sam mówi, od 30 lat mieszka w Niemczech. I właśnie w Niemczech trudni się menedżerką. Chociaż w rozmowach z polskimi mediami twierdzi, że był agentem Radosława Matusiaka, były reprezentant Polski (i zawodnik Wisły Kraków) mówi, że Pietrowskiego nie zna.