Od dziś jej władza jako liderki światowego rankingu ma znacznie poważniejszą legitymację niż tylko punkty zdobywane w turniejach przez cały rok. Przodowniczki bez wielkoszlemowego zwycięstwa - a było ich kilka - zawsze uznawane były za liderki drugiej kategorii, bo liczą się przede wszystkim Wielkie Szlemy.
Z rumuńskiego punktu widzenia zanim pojawił się powód do wielkiej radości, powiało grozą, co w przemówieniu po finale przyznała zresztą sama Halep. Pierwszy set - porażka, drugi set - szybkie oddanie własnego podania i prowadzenie Stephens 2:0. Dla kogoś, kto tak jak Halep przegrał rok temu już prawie wygrany finał, to musiał być trudny moment. Tym bardziej, że Amerykanka - triumfatorka ubiegłorocznego US Open - grała bardzo dobrze i waleczność oraz ambicja Halep nie zamieniały się w punkty dla Rumunki. Stephens znakomicie się broniła, świetnie kontrowała i przede wszystkim wydawała się zaskakująco spokojna, jakby przekonana, że odeprze każdy atak.