Szczególnie żal porażki Majchrzaka, bo rywal był znakomity, a zwycięstwo i zarazem największa sensacja pierwszego dnia – możliwe. Japończyk Kei Nishikori (nr 8) był zaskoczony, a momentami wprost bezradny wobec świetnej gry zapewne nieznanego mu młodzieńca z Polski.
Majchrzak (176. ATP) wygrał dwa pierwsze sety, ale potem zdarzyło się coś, co ostatnio w zawodowym tenisie widzimy coraz rzadziej. Polaka złapały tak mocne skurcze nóg i rąk, że nie mógł sobie z nimi poradzić ani sam, ani z pomocą fizjoterapeuty. Walczył, starał się, ale w końcu musiał wywiesić białą flagę i Nishikori wygrał 3:6, 6:7 (6-8), 6:0, 6:2, 3:0.
Majchrzak pod wodzą jednego z najlepszych polskich trenerów Tomasza Iwańskiego robi postępy i oby jak najszybciej awansował w rankingu na miejsce dające mu prawo gry w wielkoszlemowych turniejach bez eliminacji.
Po zakończeniu kariery przez Agnieszkę Radwańską medialną postacią nr 1 w polskim tenisie – choć ranking jeszcze tego nie uzasadnia – stała się Iga Świątek. Triumfatorka ubiegłorocznego juniorskiego Wimbledonu ma nam dać to, co straciliśmy po odejściu gwiazdy. Świątek w Australii – w swym wielkoszlemowym seniorskim debiucie – nie zawodzi. W pierwszej rundzie kwalifikacji była wprawdzie o krok od wyeliminowania, ale potem już nie musieliśmy o nią drżeć aż tak bardzo.
W pierwszej rundzie turnieju głównego pokonała Rumunkę Anę Bogdan (82 WTA) 6:3, 3:6, 6:4. Trochę niepokoi tylko to, że w trzecim secie Polka poprosiła o przerwę medyczną i zakończyła mecz z obandażowanym udem.