Dwa miesięce temu grali pięć setów w finale US Open i potrafili podnieść poziom emocji na trybunach do stanów najwyższych, choć może nie zawsze z powodu wybitnej jakości wymian. W Londynie było podobnie – znów wygrał po długim, nierównym meczu Nadal, znów huśtawka nastrojów miała sporą amplitudę, zwłaszcza, gdy w decydującym secie Hiszpan odrobił straty przegrywając już 0:4.
Miedwiediew, choć talentu i wielkich możliwości nikt mu nie odmówi, niekiedy przegrywał sam ze sobą. Nerwy na wierzchu, nagła gestykulacja, wzmożenie pretensji do otoczenia – na pewno mu nie pomogły. Szanse na awans w chwili porażki do końca nie stracił, ale scenariusz najbardziej optymistyczny dla Rosjanina – Tsitsipas wygrywa ze Zverevem i Nadalem, on pokonuje Zvereva, liczą się sety i gemy trójki graczy z jednym zwycięstwem – nie wyglądał na łatwy do realizacji.
Nadal ma już to jedno zwycięstwo i szansę na drugie, w piątek z Tsitsipasem. W środę nikt nie mówił o stanie zdrowia Hiszpana, raczej o pewnych brakach formy i zacięciach w grze, ale nie można wykluczyć, że czas i treningi w hali O2 działają na korzyść lidera rankingu światowego.
W środę Nadal załatwił także ważną sprawę w kwestii walki o nr 1 na koniec roku. 200 punktów rankingowych więcej oznacza, że podniósł mocno poprzeczkę Novakowi Djokovciowi – teraz Serb musi wygrać turniej, by mieć szansę na wyprzedzenie.
W pierwszym meczu deblowym w środę znów przegrała para nr 1 na świecie, tegoroczni mistrzowie Wimbledonu i US Open, Kolumbijczycy Juan Sebastian Cabal i Robert Farah. Zostały im niewielkie szanse awansu, w dodatku nie wszystko zależy od nich. Muszą liczyć na kolejne dwa zwycięstwa francuskiej pary Pierre-Hugues-Herbert i Nicolas Mahut oraz wysoko pokonać w piątek Niemców Kevina Krawietza i Andreasa Miesa.