Rywalizacja była czytelna: kto lepszy, ten awansuje, bez liczenia setów lub gemów. Niełatwo było wskazać kandydatów do tego sukcesu, dopiero rozstrzygający tie-break przy stanie 1:1 w setach dał odpowiedź. Doskonałe returny Kubota i zasięg Melo miały większe znaczenie, niż spryt ich rywali.
Emocje trwały jednak niemal do końca, choć para polsko-brazylijska prowadziła w tie-breaku już 9:4, czyli miała pięć piłek meczowych. Trzy straciła, czwarta, przy serwisie Marcelo Melo dała zwycięstwo 6:7 (5-7), 6:4, 10-7. Kibicom się podobało, nadmuchiwane żyrafy poszły w górę (Melo ma przezwisko „Żyrafa"), treningowy kankan Kubota też zebrał brawa.
Ten wynik, poza awansem z drugiego miejsca w grupie, oznacza trzeci start Polaka w półfinale Masters, drugi z Melo (pierwszy był w świetnym 2017 r., wcześniej z Robertem Lindstedtem w 2014) oraz powiększenie premii ze startu w ATP Finals, na razie do łącznej kwoty 183 tys. dol. na parę.
Półfinały odbędą się w sobotę, rywalami pary Kubot/Melo będa zwycięzcy grupy im. Maksa Mirnego, zdecydowanie najbliżej tego osiągnięcia są Francuzi Pierre-Hugues Herbert i Nicolas Mahut. W grupie Jonasa Björkmana pozostał wieczorny mecz Raven Klaasen i Michael Venus – Ivan Dodig i Filip Polášek, ale jego wynik niczego nie zmieni, poza wypłatami dla uczestników turnieju.
Za cztery dni będzie wiadomo, kto wygra deblowy turniej Masters w Londynie, już wiadomo, że po US Open 2020 zakończy karierę najsłynniejsza para deblowa w kronikach tenisa – bracia Bob i Mike Bryanowie. Amerykanie mieli kwalifikację na finały w Londynie (m. in. po wygraniu turniejów w Delray Beach i Miami), ale zrezygnowali ze startów po tegorocznym US Open, by dać sobie oddech przed ostatnim sezonem niezwykłej kariery, którą zaczęli 25 lat temu.