Alexander Zverev nie obroni tytułu. Niemiec przegrał w półfinale z Dominikiem Thiemem 5:7, 3:6. Austriak czekał na ten dzień do czwartego startu w wielkim finale sezonu. Wcześniej trzy razy odpadał w rozgrywkach grupowych.
W hali O2 w sobotę wieczorem znów pojawił się Thiem z meczu z Novakiem Djokoviciem i Rogerem Federerem – pewny siebie, twardy, bardzo spokojnie przyjmujący wszelkie złe i dobre wydarzenia na korcie. Niemiec grał nerwowo, zakończenie pierwszego seta (po podwójnym błędzie serwisowym) podsumował ciśnięciem rakiety z ławki na koniec kortu, potem nie było lepiej. Taka postawa nie pomogła.
Zverev nie musi uważać grę w półfinale za porażkę, ale po ubiegłorocznym sukcesie oczekiwania na pewno miał większe. W drużynie Austriaka, którego trenerem w lutym 2019 roku został podwójny mistrz olimpijski z Aten Nicolas Massu, pierwszy finał Masters jest potwierdzeniem dobrej współpracy z Chilijczykiem.
– Wreszcie spełniło się moje wielkie, największe marzenie. To jest jeden z najlepszych i najbardziej prestiżowych turniejów roku, i ja dostaję szansę gry o zwycięstwo w niedzielnym finale. To jeszcze jest dla mnie trochę nierealne. Pokonać obrońcę tytułu, dobrego, nawet niezwykłego tenisistę, to zawsze jest wielkie osiągnięcie. Jestem po prostu bardzo szczęśliwy – mówił Austriak do kamer telewizyjnych chwilę po zejściu z kortu.
W finale zagra z debiutantem, Stefanosem Tsitsipasem. Ci, którzy wierzą w statystyki mogą uznać, że skoro Thiem prowadzi z Grekiem 4-2 po dotychczasowych spotkaniach (ostatnie, w finale China Open w Szanghaju wygrał Austriak) – jest kandydatem do tytułu. Są również opinie, że świetna forma Tsitsipasa i niezwykła bojowość poniosą go do sukcesu w debiucie.