Pierwszy turniejowy mecz Polaka w czasach koronawirusa był krótki. Rywal, Tommy Paul (57. ATP), zaczął wprawdzie wymiany z większym animuszem, ale przegrał 2:4, 0:4. Chwilę bowiem trwało, zanim Hurkacz poczuł rytm odbić na niebieskim korcie postawionym specjalne do celów turniejowych na terenie prywatnej rezydencji w West Palm Beach. Jak poczuł, to od stanu 1:2 nie przegrał gema.
Zwycięstwo zakończone stuknięciem rakietami było więc komfortowe (grano wedle zasad tzw. fast four, czyli sety do czterech wygranych gemów, tie-break przy stanie 3:3, bez przewag), wygląda na to, że czas ostatnich treningów Huberta w Saddlebook Tennis Resort (trochę ponad trzy godziny drogi na południe Florydy) przyniosł efekty.
– Bardzo przyjemnie jest znów poczuć prawdziwą rywalizację. Oczywiście trzeba było stracić parę punktów, zanim wróciło wyczucie, ale skoro wygrałem, to wydaje się, że wystartowałem nieźle. Było inaczej niż zwykle, ale była też normalność, czyli koncentracja na własnej grze. Mam nadzieję, że oglądającym, tym nielicznym przy korcie i tym w domach się podobało – powiedział Polak do kamery Tennis Channel.
Gra Huberta podobała się sławnym komentatorom: Jimowi Courierowi i Andy'emu Roddickowi, chwalili jego aktywną grę w obronie i udane kontry, także niezły poziom wymian z obu stron, ale za akcję meczu uznali trochę odruchowe, jak zawsze uprzejme podziękowanie Polaka po zwycięstwie skierowane do piątki widzów obok kortu.
Okoliczności rywalizacji były oczywiście nietypowe: grający wchodzili na mecz w odstępach sanitarnych z własnych przejrzystych namiotów, kort z trzech stron otaczało wysokie czarne ogrodzenie, ręczniki leżały w rogach, zapasowe piłki pod bandami, kamery na długich wysięgnikach stały za placem gry (dodatkowe ujęcia z góry zapewniał dron), sędzia stołkowy był na miejscu, ale nosił maseczkę.