Od Wimbledonu oczekuje się trwania i zachowania tradycji, zwłaszcza teraz, gdy koronawirus tak bardzo zmienił świat. W tej kwestii na All England Lawn Tennis Club można liczyć – 50 tysięcy biało-purpurowych kwiatów zasadzono, pierwsze partie truskawek z Kentu dojechały, trawa jest wystrzyżona, jastrząb odstrasza gołębie, dzieci do podawania piłek czekają w gotowości na sygnał.
Ograniczenie do 21 tysięcy widzów dziennie w pierwszym tygodniu to skutek pandemii Covid-19. Inne konsekwencje wirusa też będą widoczne. Zniknie kolejka po bilety wzdłuż Church Street, szczęśliwcy, którzy nabyli wejściówki w internecie, mają obowiązek podwójnego zaszczepienia lub okazania negatywnego wyniku testu. Spacerujący po Wimbledonie założą maski i spotkają co krok stacje do dezynfekcji rąk, ale atmosfery to nie zmieni.
Skromna Iga
Może większe różnice odczują tenisiści – zamiast wynajmu apartamentów w odległości pieszego spaceru od kortów i miłych wypraw do Wimbledon Village, pozostaną w bańce sanitarnej w hotelu Park Plaza, z widokiem na Big Bena i Westminster Bridge. Konferencje prasowe przeniosą się do internetu. Scena jest gotowa jak kiedyś, dwa dachy chronią turniej przed kaprysami pogody, dwuletnie czekanie się skończyło.
Iga Świątek w sobotę wzięła udział w konferencji prasowej, to w Wimbledonie obowiązek, ale i przywilej dla najbardziej interesujących postaci turnieju. Najpierw wyraziła ulgę z powodu zakończenia sezonu na kortach ziemnych, na których musiała grać z ciężarem paryskiego tytułu, potem okazała radość z powrotu na londyńską trawę.
W tej radości było jednak sporo kurtuazji, nawet jeśli Iga to wimbledońska mistrzyni juniorek z 2018 roku. Trawa jeszcze nie kojarzy się jej dobrze – zagrała na niej osiem spotkań zawodowych, wygrała cztery. W Wimbledonie 2019 przegrała w pierwszej rundzie ze Szwajcarką Viktoriją Golubic.