Seles skończyła w minioną niedzielę 34 lata. Jutro zagra w meczu pokazowym w Los Angeles, w takich i podobnych imprezach chętnie bierze udział od paru miesięcy. Zmierzy się z Jennifer Capriati, pobawi tenisem z Justinem Gimelstobem, braćmi Lukiem i Murphym Jensenami oraz Kanadyjką Carlin Basset (pod koniec kariery miksty grywał z nią Wojciech Fibak).
Prawie 15 mln dolarów zarobione do czasu nieoficjalnego zakończenia kariery pozwala Seles spokojnie myśleć o życiu. O niespełnieniu też trudno mówić w przypadku tenisistki, która wygrała dziewięć turniejów wielkoszlemowych i 53 w WTA Tour. Brak sportowej przyprawy jednak przeszkadza.
Ostatni mecz serbska Amerykanka zagrała w 2003 roku. Przegrała z Rosjanką Nadią Pietrową w pierwszej rundzie Wielkiego Szlema w Paryżu. Tamten sezon zaczęła od kontuzji kostki w Australian Open, przed Paryżem miała problemy z plecami i stopami. Rzuciła tenis na długo, tylko parę razy zagrała w ligowych rozgrywkach amerykańskich miast, ale nigdy nie powiedziała, że kończy grę na zawsze.
Mieszka w Sarasocie na Florydzie, obok Jennifer Capriati, Martiny Navratilovej i Jimmy’ego Ariasa. Takie sąsiedztwo tworzyło okazje do treningu i towarzyskich meczów, ale prawdziwą inspiracją był powrót Lindsay Davenport, która w lecie tego roku urodziła dziecko, a jesienią wygrała dwa turnieje.
Drugi przykład dała amerykańska pływaczka Dara Torres, 40-letnia rekordzistka USA na 50 m stylem dowolnym, która przygotowuje się do swych piątych igrzysk.