Ma blond włosy i błękitne oczy po matce oraz ciemnobrązową skórę po ojcu. Jest za młody, by uczestniczyć w turniejach, ale filmy na YouTube pokazują, że potrafi ładnie odbić piłkę, biega żwawo i ma dobrą koordynację ruchów.
Cudownych dzieci tenisa było już kilka. Andre Agassi czy Tracy Austin też zdobyli sławę za młodu, ale nie da się tego porównać z hałasem medialnym, jaki od kilkunastu miesięcy budzi postać małego Jana. Zamiast bawić się z innymi w przedszkolu, rezolutny chłopczyk wystąpił w kilkunastu programach telewizyjnych w USA i Francji, piszą o nim gazety, udziela wywiadów i wciąż trenuje, sześć dni w tygodniu po trzy godziny.
Rodzice nazywają go Silvai lub Jani. Dbają o legendę. Matka to była tenisowa mistrzyni Finlandii Mari Maattanen. Mówi, że omal nie urodziła go na korcie, wody odeszły, gdy kończyła lekcję w swym kalifornijskim klubie Gold River, ledwie zdążyła dojechać do szpitala w Sacramento. Ojciec Scott Silva grał w drużynie koszykówki Souther Oregon University, potem był pracownikiem socjalnym. Twierdzi, że gdy synek miał rok, zażądał zamiast bajek oglądania taśm z zapisem meczów Jamesa Blake’a i z ochotą imitował jego jednoręczny bekhend.
Dzieciak jeździł z matką na mecze ligi amerykańskich miast, siedział na kolanach Agassiego, Anny Kurnikowej, Marka Knowlesa i Jeleny Lichowcewej. Ledwie stanął pewniej na nogach, dostał pierwszą rakietę. W wieku dwóch lat był w stanie przebijać piłki zza końcowej linii kortu. Lokalni nauczyciele tenisa byli zgodni: pojawił się nadzwyczajny talent!
Przez kolejne dwa lata chłopczyk trenował w Kalifornii i przy okazji był pokazywany wszędzie tam, gdzie mógł zostać zauważony. Podczas challengera ATP w Sacramento w 2004 roku odbijał piłki przed kamerami z tenisistami z pierwszej setki rankingu: Flavio Sarettą, Andre Sa czy Harelem Levym. Te i inne nagrania posłano do znanych firm marketingowych i akademii tenisowych. IMG takich taśm otrzymuje rocznie setki, pracownicy byli ponoć pod wrażeniem, ale nie wzięli Jana pod swoje skrzydła. Firma nie chciała inwestować w tak młodą gwiazdę. Nick Bollettieri zaprosił chłopca do Bradenton na Florydzie, osobiście odbił parę piłek, dalszego ciągu nie było.