Przegrać z ósmą tenisistką świata nie wstyd, ale właśnie w pojedynku z Rosjanką najlepsza z Polek nie musi się bać przewagi fizycznej. Problemem jest może to, że znają się dobrze, nawet kiedyś wspólnie w Warszawie trenowały i grały debla.
W podobny sposób zachowują się na korcie – myślą przede wszystkim o tym, jak zagrać mądrze, a nie mocno. W ich poprzednim meczu na początku marca w Dubaju także lepsza była Czakwetadze i także walczyły trzy sety.
W czwartkowe popołudnie w Rzymie lepiej zaczęła tenisistka z Moskwy. Piąty gem dał jej przełamanie serwisu, Radwańska wyrównała, ale kolejna strata gema serwisowego oznaczała też porażkę w pierwszym secie.
Drugi set to zupełnie inna opowieść. To tenisistka z Krakowa zaczęła częściej wygrywać wymiany, prowadziła 2:0, 4:1. Jej rywalka straciła również kilka ważnych punktów po podwójnych błędach serwisowych. Set wygrany 6:1 obiecywał wiele, ale też szybko okazało się, że Rosjanka umie zmienić taktykę. Poprawiła serwis, uspokoiła wymiany, znów zaczęła rządzić na korcie.
Przed tym spotkaniem na korcie nr 1 grały Cwetana Pironkowa, po pokonaniu Any Ivanović niespodziewanie odrodzona nadzieja bułgarskiego tenisa, i Wiktoria Azarenka, nie mniejszy talent z Białorusi pielęgnowany w słońcu Scottsdale w Arizonie i Marbelli w Hiszpanii.