Matkowski określił pierwszy set meczu z Jonasem Bjoerkmanem i Kevinem Ullyettem jako prawie idealny. Oznaczało to przede wszystkim świetny serwis (5 z 6 asów w całym meczu) i niezły odbiór podań rywali. Wygrane gemy przychodziły szybko, zwłaszcza, gdy polska para kierowała piłki w tenisistę z Zimbabwe. Wynik 6:2 zapowiadał przyjemny ciąg dalszy, który jednak nie nastąpił, gdyż Ullyett nagle odzyskał wiarę we własne siły, a Fyrsteberg stracił pewność serwisu. 1:6.
W decydującym tie-breaku od stanu 2-4 Polacy zdobyli kolejne cztery piłki i mieli mały, lecz ważny komfort pilnowania przewagi. Publiczność biła brawo zwycięzcom i pokonanym, zwłaszcza Szwedowi Jonasowi Bjoerkmanowi, który zagrał ostatni mecz w karierze. – Marzyłem, by ją zakończyć zwycięstwem w Masters, ale ci niegrzeczni Polacy mnie tego pozbawili – mówił z szerokim uśmiechem. Za takim tenisistą będziemy tęsknić.
W półfinale Polacy grają w sobotę z bliźniakami Bryanami, pierwszym deblem świata. Do niedawna wynik tej rywalizacji byłby dość łatwy do przewidzenia, ale po tym jak w październiku w hali Bercy Fyrstenberg i Matkowski po raz pierwszy wygrali z Amerykanami, można uwierzyć, że dojrzeli do wygrania z każdym.