Tenisowa Polonia na Legii

O majowym turnieju WTA Tour w stolicy wiadomo na razie tyle, że się na pewno odbędzie i w drabince będzie dużo polskich nazwisk. Niekoniecznie z Polski: choćby Caroline Wozniacki i Sabine Lisicki

Publikacja: 23.04.2009 02:33

Caroline Wozniacki cztery dni temu przegrała finał dużego turnieju w Charleston z Sabine Lisicki, al

Caroline Wozniacki cztery dni temu przegrała finał dużego turnieju w Charleston z Sabine Lisicki, ale to polska Dunka jest wyżej notowana w rankingu WTA

Foto: AP

Po naszym tenisowym światku krąży już żart, że zaczynający się 18 maja turniej Warsaw Cup będzie można nazwać nieoficjalnymi mistrzostwami świata Polski i Polonii.

Na pewno zagrają w nim obie siostry Radwańskie, jedną z czterech tzw. dzikich kart dostanie Marta Domachowska, przyjazd zapowiedziały też dwie tenisistki o słowiańskiej urodzie, które w ostatnim tygodniu narobiły najwięcej zamieszania w WTA Tour.

W finale turnieju w Charleston, na zielonej amerykańskiej mączce i z pulą nagród milion dolarów, nieoczekiwanie zmierzyły się córka polskiego piłkarza, który wyjechał szukać szczęścia w Danii, i córka polskiego historyka, który wyjechał szukać szczęścia do Niemiec. Dziewiętnastoletnia Sabine Lisicki z Berlina pokonała w dwóch setach rok młodszą Caroline Wozniacki z Odense, zdobyła pierwszy tytuł w WTA Tour i powiedziała po finale, że chce być kiedyś numerem jeden na świecie. Na razie awansowała z 63. na 43. miejsce. Wozniacki ma już cztery turniejowe zwycięstwa, 11. miejsce w najnowszym rankingu i jest jedną z najmocniej promowanych gwiazd młodego pokolenia.

[wyimek]12 turniejów WTA Tour odbyło się w Warszawie. Pod nazwą Warsaw Cup by Heros w latach 1995 – 2000 i J&S Cup w 2002 – 2007[/wyimek]

Obie mają za 3,5 tygodnia zagrać na kortach Legii. Start w turnieju rangi Premier z pulą nagród 600 tysięcy dolarów zapowiada też Chinka Jie Zheng, która właśnie awansowała na najwyższe w karierze 16. miejsce. I na razie tylko tyle wiadomo w sprawie obsady.

W poprzednim turnieju WTA Tour w Warszawie, J&S Cup, obsada była ogłaszana kilka tygodni wcześniej, ale to były zupełnie inne czasy. Po pierwsze: finansowej prosperity, a po drugie i ważniejsze – starego kalendarza WTA.

Nowy obowiązuje od tego sezonu, odrodzony warszawski turniej ma w nim znakomite miejsce, w ostatnim tygodniu przed Roland Garros, ale jest coś za coś. – To jest turniej tzw. pre-Grand Slam. Taka kategoria wcześniej w przyrodzie nie występowała. Z jednej strony nie ma w nim tzw. players commitment, czyli zobowiązania WTA, że na pewno zagrają tutaj np. dwie zawodniczki z czołowej dziesiątki. Ale z drugiej strony nie ma też żadnych ograniczeń. Może zagrać nawet cała czołowa dziesiątka, co w J&S Cup byłoby sprzeczne z przepisami – mówi dyrektor Warsaw Open Stefan Makarczyk. I zapowiada, że pełną obsadę poznamy może dopiero w połowie tygodnia poprzedzającego turniej.

Dwie dzikie karty będą czekały do ostatniej chwili na tenisistki z pierwszej dziesiątki, które najszybciej odpadną z wielkiego turnieju w Madrycie, który poprzedza Warsaw Open. – Dziewczyny, które daleko zajdą w Madrycie, na pewno do nas nie przyjadą, będą odpoczywać. Ale te, które odpadną, nie mogą sobie pozwolić na dziesięć dni bezczynności do Roland Garros.

Na razie nie znamy żadnej tenisistki z pierwszej dziesiątki, która może zagrać w Warszawie (Agnieszka Radwańska w najnowszym rankingu jest 12.). Na stronie internetowej turnieju między zdjęciami Wozniacki oraz Uli i Agnieszki Radwańskich uśmiecha się Wiktoria Azarenka, która w tym roku wygrała już trzy turnieje i jest ósma na świecie, ale dyrektor Makarczyk pytany o przyjazd Białorusinki nie potwierdza i nie zaprzecza. – To, że jest zdjęcie, niczego nie przesądza. Często się zdarza, że na plakatach turnieju są zawodniczki, które ostatecznie w nim nie zagrały.

Gdyby Azarenka przyjechała, to w Warszawie zobaczylibyśmy zawodniczki, które zwyciężyły w pięciu z 18 tegorocznych turniejów WTA Tour (Białorusinka w trzech, Wozniacki i Lisicki po jednym). Ale czy przyjedzie, to się dopiero okaże. Z mgły otaczającej Warsaw Open może się wyłonić świetna obsada, ale może i zwyczajna. Nie jest tajemnicą, że największym gwiazdom trzeba płacić bardzo wysokie tzw. startowe, nieujęte w oficjalnych kosztach, a organizatorzy turnieju na Legii nie mogą sobie na to pozwolić. Do końca walczyli o to, żeby impreza się odbyła, udało się z pomocą władz Warszawy, firmy Suzuki i Polsatu, który będzie transmitował mecze.

Na więcej – np. znalezienie sponsora tytularnego – przyjdzie pora, gdy minie kryzys. Tegoroczny turniej ma pokazać wschodzące gwiazdy tenisa. Po starej znajomości pewnie udałoby się sprowadzić na Legię kilka gwiazd dojrzałych, choćby Swietłanę Kuzniecową czy Jelenę Dementiewą, które w J&S Cup grały regularnie, obie wystąpiły też w ubiegłorocznym pokazowym Suzuki Masters. Ale jak mówi Stefan Makarczyk: – Może dość już powtórek z rozrywki.

Po naszym tenisowym światku krąży już żart, że zaczynający się 18 maja turniej Warsaw Cup będzie można nazwać nieoficjalnymi mistrzostwami świata Polski i Polonii.

Na pewno zagrają w nim obie siostry Radwańskie, jedną z czterech tzw. dzikich kart dostanie Marta Domachowska, przyjazd zapowiedziały też dwie tenisistki o słowiańskiej urodzie, które w ostatnim tygodniu narobiły najwięcej zamieszania w WTA Tour.

Pozostało jeszcze 91% artykułu
Tenis
Iga Świątek w trybie ekspresowym. Była liderka pokonana
Tenis
Krótka przerwa Iga Świątek. Teraz czas na Dubaj
Tenis
Czy uczciwość w tenisie jeszcze istnieje? Echa sprawy Jannika Sinnera
Tenis
Namalowała zwycięstwo na korcie. Amanda Anisimova pokonuje Jelenę Ostapenko
Tenis
Jannik Sinner zaakceptował porozumienie z WADA. Zgodził się na zawieszenie