Niemal każdy mecz Hiszpana ze Szwajcarem to jest małe święto tenisa, ale tym razem pod względem sportowym nie było czego podziwiać. Nadal grał słabo, za słabo jak na normy, do jakich wszystkich przyzwyczaił, za słabo jak na nawierzchnię, która w Madrycie wcale mu nie sprzyjała.
Statystycy zapisali: to piąta porażka hiszpańskiego tenisisty na kortach ziemnych od 2005 roku, 150 razy wygrał. Z Federerem wcześniej przegrał na tej nawierzchni tylko raz – w 2007 roku w finale turnieju z cyklu Masters w Hamburgu.
– Ten kort jest nowy, ceglana mączka specyficzna. Ciężko było się na niej poruszać. Madryt leży 600 m n.p.m., piłka leci szybciej – wszystko razem stwarzało idealne warunki dla Federera. Widać było w finale, że Nadal cierpi. Jednak to zwycięstwo Szwajcara w kontekście Rolanda Garrosa nie oznacza wiele. Turniej madrycki wypadł w złym terminie dla Hiszpana. Musiał tam grać po zwycięstwach w Monte Carlo, Barcelonie i Rzymie. Jest jednak Hiszpanem i postanowił zagrać w swej stolicy, tak samo jak Serb Novak Djoković w Belgradzie. Szkoda, że z tych samych powodów Agnieszka Radwańska nie zagrała w Warszawie. Gdyby grała w Madrycie dłużej niż jedną rundę, występ na kortach Legii byłby dla niej niewygodny, ale skoro odpadła wcześnie, wydaje się, że mogła zagrać – powiedział „Rz” Wojciech Fibak.
Widoczna słabość Nadala mogła także wynikać ze zmęczenia niezwykłym półfinałem z Djokoviciem. Serbski tenisista już witał się ze zwycięstwem nad pierwszą rakietą świata, miał trzy piłki meczowe i nie dał rady. Przegrał 6:3, 6:7 (5-7), 6:7 (9-11). Zagrali najdłuższy trzysetowy mecz w historii Masters: cztery godziny i trzy minuty.
Turniej w Madrycie nie zasłużył jednak na pochwały tenisistów. Nadal skarżył się na słabe korty treningowe, światło słoneczne odbijające się od metalowych części krzesełek oraz ciasne szatnie.