Tak naprawdę to będzie mecz Polska - Andy Murray, bo Szkot mimo lekkiej kontuzji chce stanąć zarówno do obu meczów singla jak i do sobotniej gry podwójnej. A Murray, niedawny wicelider rankingu, nawet z naruszonym lewym nadgarstkiem będzie zdecydowanym faworytem meczów z jakimkolwiek polskim tenisistą. Zwłaszcza że ten najlepszy, Łukasz Kubot, odmówił przed tym sezonem gry w reprezentacji.
Prześwietlenie nadgarstka Murraya pokazało, że jego uraz nie jest niczym poważnym. Ręka wciąż go boli, ale po porażce z Marinem Ciliciem w 1/8 finału US Open odpoczywał sześć dni i jest gotowy. Mówi, że kocha atmosferę Pucharu Davisa, wsparcie trybun, duch zespołu. Tylko w Wimbledonie przechodzą go podobne ciarki. W Pucharze Davisa Szkot wygrał osiem kolejnych gier singlowych, przegrał tylko jedną - w meczu ze Szwajcarami, ze Stanislasem Wawrinką.
Dziś to właśnie Murray pojedynkiem z Michałem Przysiężnym zacznie trzydniowy mecz na twardej nawierzchni w liverpoolskiej hali Echo Arena. Można się w niej spodziewać tłumów, bo Puchar Davisa ostatni raz gościł w Liverpoolu gdy rozpadali się Beatlesi, a Murray to na Wyspach gwiazda pierwszej wielkości. Przyciąga do tenisa kibiców i gigantyczne pieniądze, bywa gościem u premiera na Downing Street. Właśnie spadł w rankingu z drugiego na trzecie miejsce, ale i tak jest najwyżej notowanym Brytyjczykiem od czasów Freda Perry'ego (a czasy Perry'ego to czasy Jadwigi Jędrzejowskiej). Wygrał 13 zawodowych turniejów, był w finale US Open 2008. Jak pokpiwają brytyjskie media, jego jutrzejszy rywal Michał Przysiężny też grał w US Open. Przegrał w I rundzie w 2007.
Murray mówi, że nic o Przysiężnym nie wie, nigdy go nie widział. Polak nie tracił rezonu. Wyjaśnił, że dziś jest w siódmej setce rankingu, ale kiedyś był w drugiej, a poza tym w Pucharze Davisa wszystko zdarzyć się może. Nie wspomniał o tym, że Wojciech Fibak nazywa go polskim Rogerem Federerem.
W drugim jutrzejszym meczu Dan Evans, 302 w rankingu, zmierzy się z wyższym od niego o głowę i notowanym o 41 miejsc wyżej Jerzym Janowiczem. Polska reprezentacja liczy, że po pierwszym dniu będzie 1:1, w sobotę debel Marcin Fyrstenberg-Marcin Matkowski pokona parę Murray-Ross Hutchins i o wszystkim rozstrzygną dopiero niedzielne single Murray - Janowicz i Evans - Przysiężny. Historia polskich meczów z Wielką Brytanią nastraja nie najlepiej: siedem starć, siedem porażek, zaledwie cztery zdobyte punkty. Ostatni raz graliśmy z Brytyjczykami w 1991 w Warszawie, stawką też było utrzymanie w Grupie 1, a u rywali w deblu grał dzisiejszy koordynator PZT ds. Pucharu Davisa Nick Brown. Nie pomoże jednak Polakom w Liverpoolu, bo zabroniła mu brytyjska federacja tenisowa (LTA), dla której wyszukuje talenty.