Kubot długo czekał na pierwszy mecz, ale wynik nie był wart tego czekania. Hiszpan Guillermo Garcia Lopez wygrał 6:3, 6:2, 7:6 (7-4).
[wyimek]Łukasz Kubot po kontuzji długo nie grał i nie odzyskał pewności odbić[/wyimek]
Polak zagrał marnie. Niby miał rozsądny plan, który polegał na unikaniu długich wymian, atakowaniu, podjęciu ryzyka, lecz gdy serwis nie pomagał, a uderzeniom z głębi pola brakowało pewności, to żaden pomysł się nie sprawdzał. Dopiero w trzecim secie Garcia Lopez trochę się znużył próbami Kubota, ale nawet gdy przegrywał 3:5 i musiał odbierać podania polskiego tenisisty, zachował spokój. Obronił piłkę setową, by w tie-breaku dokończyć dzieła.
Taka porażka boli, bo nie daje żadnej satysfakcji popełnianie wielu błędów i szamotanie się z własną bezsilnością. Łukasz Kubot ma wytłumaczenie swej słabości: długo nie grał, leczył kontuzję kostki, stracił pewność odbić. Dziennikarzom podał znaną receptę na lepsze chwile: więcej pracy. W Nowym Jorku gra dalej w deblu, ambicji nie gasi, ale ujawnił, że jest szansa, że zagra w challengerze w Szczecinie, jeśli zbyt wcześnie zakończy start w Wielkim Szlemie.
Środa była pierwszym dniem, gdy rozstawienie wcale nie wskazywało tych, którzy awansują. Najbardziej znaczącą porażkę poniósł tegoroczny finalista Wimbledonu Tomas Berdych (nr 7). Czech został pokonany przez Michaela Llodrę, Francuza, który nie jest tenisistą słabym, wygrywał nawet deblowe turnieje Wielkiego Szlema, ale indywidualne starty to nie była jego domena. Miał dzień, w którym marzenia się spełniają. Grał pięknie, bez przerwy atakował przy siatce, dobrze serwował i wygrał w trzech setach.