Zwycięstwo umykało Polce na raty. Oddaliło się, gdy trzeba było na początku drugiego seta zmieniać opatrunek na prawym barku i gdy Radwańska poddawała się naciskowi rywalki w przedłużających się wymianach. Znikało w połowie decydującego seta po serii ataków Woźniackiej. Jednak nadzieja kilka razy wracała, nawet wtedy, gdy doszło do pierwszej piłki meczowej. Porażka z liderką rankingu światowego ujmy nie przynosi, ale trzeba teraz wygrać z Petrą Kvitovą i Wierą Zwonariową, by awansować do półfinału.
Spotkanie przyjaciółek, ale i bezkompromisowych rywalek podobało się tureckim widzom. Grały ponad 2,5 godziny, nie oszczędzały się ani minuty. Z Woźniacką trudno się oszczędzać. Walcząc z nią, trzeba zostawić na korcie serce i płuca. Dunka na pewno trochę obawiała się Polki po jej azjatyckich przewagach. Widać było, że nie ufa nawet swej umiejętności gry w aktywnej obronie, i wiele razy wolała pierwsza ruszyć do siatki.
Nie wszystkie te ataki się udawały, początkowo to spokój Radwańskiej brał górę, ale za chwilę ambicja i okrzyki ojca Piotra Woźniackiego niosły do sukcesu Karolinę. Trudno nie emocjonować się spotkaniem, w którym najpierw tenisistka z Krakowa prowadzi 3:1, potem jej rywalka 5:4 i serwuje, by przegrać nie tylko ważnego gema, ale i seta 5:7. To był pierwszy wygrany set Polki z Dunką od 2007 roku.
Drugi set zaczął się od przewagi Radwańskiej, lecz jej chwilowy kryzys oraz przerwa na oklejanie barku wyraźnie pomogły Karolinie. Bohaterem kamer przez cały mecz był Piotr Woźniacki, który nie tylko często i długo tłumaczył córce przy ławce, jak ma grać, ale nie przerywał doradztwa, siedząc także w loży gości.
Zwycięstwo Woźniackiej wydawało się już niemal pewne, gdy prowadziła w trzecim secie 4:2 i serwowała, ale Radwańska zafundowała wszystkim jeszcze jeden piękny pościg do stanu 4:4, potem obronę pierwszej piłki meczowej i ostatnie minuty nadziei na zmianę wyniku. Po meczu dziewczyny przytuliły się, pogadały, ta porażka chyba bardzo nie bolała.