Mirosław Żukowski z Londynu
Rozgrywki w grupach już się kończą i nie było jeszcze żadnego trzysetowego meczu, a w tych dwusetowych dawkę emocji musiał mierzyć jakiś Szkot z Krakowa. Takiej nudy nie było od roku 1986, gdy wprowadzono system grupowy. „Nie wiem dlaczego tak się dzieje, wszyscy mieliśmy nadzieję, że po tym niezwykłym sezonie, w którym ja i Cilić wygraliśmy swe pierwsze turnieje wielkoszlemowe, gdy Raonic i Nishikori wyszli na pierwszy plan, Londyn będzie imprezą ciekawą od pierwszego meczu. Na razie tak nie jest, tylko Federer i Djoković grają dobrze. Trudno mi to wyjaśnić" - mówił Stan Wawrinka, który w meczu z Djokoviciem był uosobieniem bezradności.
Kontrakt na mocy którego finałowy turniej sezonu odbywa się w Londynie wygasa w przyszłym roku i podobno Katar, Rosja i Chiny stoją już w kolejce z workiem pieniędzy. Chiny to jest kandydatura trochę zaskakująca, gdyż Finał ATP odbywał się już w Szanghaju i kontrakt został zerwany jeszcze przed wygaśnięciem.
Nikt nie neguje tego, że Londyn to wspaniałe miejsce dla tenisa, 35 tysięcy ludzi obecnych codziennie na dwóch sesjach w hali O2 świadczy o tym najlepiej, ale brytyjski system podatkowy jest dla sportowców tak niekorzystny, że ograniczają oni starty w Anglii. Jedynym sposobem na zatrzymanie turnieju w Londynie jest złagodzenie tych przepisów, bo - jak przekonują publicyści - cierpi na tym sport i kibice, a fiskus zyskuje niewiele. Ze sponsorem nie ma problemu - bank Barclays zapłacił ATP najpierw 28 milionów dolarów za cztery lata, a potem kontrakt przedłużono o kolejne trzy i teraz znów trzeba zasiąść do rozmów. Czas na negocjacje jest do marca. Gdyby nie angielskie podatki, tenisiści nie mieliby powodów do narzekań, gdyż Finał ATP to zarobki prawie takie same jak w Wielkim Szlemie (tegoroczny triumfator dostanie 1.650.000 euro tj. więcej niż zwycięzca Roland Garros).
Oprócz pieniędzy ważna jest też polityka - przyznanie teraz takiego turnieju wykupującemu sport na pniu Katarowi lub Rosji Putina byłoby policzkiem dla opinii publicznej, ale jak wiadomo pieniądze nie mają ojczyzny, a sportowi biznesmeni przyzwoitości. Chris Kermode, niegdyś dyrektor Masters, a teraz szef ATP mówi tylko, że czeka go trudny czas, a decyzja musi być mądra. Sepp Blatter mówił mniej więcej to samo i jak się ostatnio okazało, twardo się tego trzyma.