Aleksandra Panowa była dwa razy o włos od wrzucenia z turnieju Szarapowej. Rywalka Marii to tenisistka z kwalifikacji, ranking WTA – 150, przed przyjazdem do Australii nie wygrała meczu wielkoszlemowego. Druga tenisistka świata musiała dwa razy grać na granicy ryzyka, dwa razy jej piłka upadała blisko linii, ale, na szczęście dla Szarapowej, po właściwej stronie.
Jeśli dodamy, że sławniejsza z Rosjanek goniła rywalkę w trzecim secie od wyniku 1:4, to widać, że oddech ulgi po spotkaniu musiała wziąć głęboki. Końcowy wynik: 6:1, 4:6, 7:5.
Kilka godzin po Szarapowej podobne problemy miał Rafael Nadal. Tylko w pierwszym secie poszło wedle rutyny – 6:2 dla teoretycznie lepszego, potem dzielny Tim Smyczek – Amerykanin z polskimi korzeniami (pradziadek po przybyciu do Stanów Zjednoczonych zmienił nazwisko ze Smyk na Smyczek), wygrał dwa sety i zaczęły się spełniać złe prognozy dla Hiszpana.
Nadal to jednak twardy sportowiec, wygrał ze skurczami, wygrał z innymi dolegliwościami, w końcu wygrał z prawie polskim tenisistą 3:6, 6:7 (2-7), 6:4, 7:5. Potem mówił, że Smyczek umie grać. Pytanie, czy następny mecz Nadala z Dudim Selą z Izraela będzie ostatnim, jednak wisi w powietrzu.
Przy tych wynikach stracony set Rogera Federera w spotkaniu z Simone Bolellim wydaje się drobnostką. Szwajcar miał zresztą pewne uzasadnienie – bolał go palec i rozpraszał go go kamerzysta stojący zbyt blisko przy ławce.