Trudno było przewidzieć taki scenariusz meczu Hurkacz – Miedwiediew w późne poniedziałkowe popołudnie, gdy z powodu deszczu pani sędzia zatrzymała spotkanie w czwartym secie, przy prowadzeniu Polaka 4:3. Rosjanin, choć starszy od rywala tylko o rok, wydawał się mieć przewagę wielkoszlemowego obycia, chociaż było też widać, że na trawie tenisista z Wrocławia czuje się dobrze.
Przeniesienie spotkania na wtorek pod dach kortu centralnego okazało się wyjątkowo korzystne dla Hurkacza: szum wielotysięcznych trybun i atmosfera tenisowego święta uskrzydliły Polaka. Swoje zrobiła także analiza trenerska – jej skutkiem był zdecydowany szturm serwisowy i pęd do siatki, by zaskoczyć Rosjanina.
Wszystko wyszło jak w podręczniku: gem serwisowy Daniiła Miedwiediewa poszedł na polskie konto, prowadzenie 5:3 i serwis w ręku oznaczały zwycięstwo w czwartym secie.
Piąty również okazał się popisem Hurkacza. Bojowa taktyka poparta niemal bezbłędnymi wyborami uderzeń dała mu od razu przewagę, rywal wyraźnie stracił rezon, nie wychodziły mu kontry, nie wychodziły starcia przy siatce. Pół godziny gry, 6:3 i po pracy. Wtorkowa porażka zakończyła dywagacje na temat możliwości awansu Rosjanina na pierwsze miejsce rankingu światowego po Wimbledonie. Novak Djoković może na razie spać spokojnie.
– Grałem dziś fatalnie. Nie można powiedzieć wiele więcej. Zagrałem dwa najgorsze sety od turnieju w Rzymie. Decyzja, by nie kończyć meczu w poniedziałek wieczorem na korcie centranym dla mnie była w porządku, nie wiedzieliśmy przecież jak długo musielibyśmy czekać na grę. Czwarta runda dla kogoś, kto jest drugi na świecie nie jest jednak satysfakcjonującym wynikiem. Hurkacz oczywiście zagrał dobrze, ja być może najlepiej jak mogłem, ale to tym razem nie znaczyło wiele.Za dwie godziny zamierzam o wszystkim zapomnieć. Teraz czas na igrzyska, pojadę tam pierwszy raz, więc jestem tym mocno podekscytowany. Chcę w Tokio wypaść dobrze, zdobyć medal dla Rosji, nieważne w której konkurencji – mówił Daniił Miedwiediew do dziennikarzy.