Dwa lata temu mówiono o obu jako o przedstawicielach pokolenia, które wkrótce zagrozi wielkoszlemowym mistrzom. Dziś wiadomo, że znacznie bliżej celu jest Bułgar i w meczu na korcie centralnym Foro Italico to potwierdził.
Wygrał z Janowiczem w półtorej godziny. O pierwszym secie nie będzie nikt pamiętał, z początku obaj nieźle serwowali, więc gemy były bardzo krótkie, wymian tyle co nic, ale jedna-druga serwisowa wpadka Polaka w połowie seta, przełamanie i Dimitrow miał już komfort łatwej wygranej w pół godziny, tym bardziej, że tenisista z miasta Łodzi rozrzutnie oddawał punkty.
Znacznie lepszy, jako widowisko i pod względem sportowym, był drugi set, w którym Janowicz znalazł tyle determinacji, by nie stracić swego gema serwisowego i trochę zagrozić rywalowi. Trochę, bo jednak to Bułgar częściej rządził w wymianach, stwarzał zagrożenia, znakomicie bronił się przy atakach Polaka.
Decydował tie-break, w nim odbił się cały tegoroczny tenis Janowicza: krótkie chwile doskonałości, mocne serwisy, barwne akcje kończone efektownymi uderzeniami, po których rywal, nawet tak mocny jak Dimitrow nic nie mógł zrobić oraz dłuższe chwile rozkojarzenia, piłki mijające linię o centymetry, strzały w taśmę lub siatkę. Pozostało znane wrażenie, że potencjał wciąż jest, ale uruchomić go w pełni nie można.
Bułgar w sobotę skończył 24 lata, na kortach ziemnych grać potrafi, w zeszłym roku w Madrycie walczył w półfinale. W tym roku na ceglastych kortach był ćwierćfinalistą w Monte Carlo i Madrycie oraz półfinalistą w Stambule – pierwsza dziesiątka rankingu ATP, w której był już w 2014 roku (najwyżej na 8. pozycji) znów jest blisko.