Wychowany w Tyrolu, szykowany w dzieciństwie na alpejczyka 23-letni tenisista przemknął przez ostatni mecz nowojorskiego turnieju tak, jakby faktycznie nadal był narciarzem zjazdowym, bo i sam finał był raczej zjazdem niż slalomem. Przeszkód Sinner miał niewiele, a kiedy już się pojawiały, mijał je z dużą swobodą.
Mecz trwał nieco ponad dwie godziny, był więc niewiele dłuższy niż finał pań między Aryną Sabalenką i Jessicą Pegula, a na pewno dużo mniej zacięty, by nie powiedzieć - rozczarowujący. Stało się tak za sprawą Fritza, którego przerósł debiut w finale Wielkiego Szlema. Amerykanin miał szansę, by wydłużyć mecz, ale nie wykorzystał przewagi przełamania w trzecim secie, prowadząc 5:3.
US Open. Jannik Sinner grał w cieniu afery dopingowej
Włoch zakończył US Open w zupełnie innym nastroju niż go zaczął. Kilka dni przed inauguracją turnieju – kto jeszcze dziś o tym pamięta? - światło dzienne ujrzała sprawa naruszenia przez niego przepisów antydopingowych. Sinner miał pozytywny wynik badań na klostebol wiosnąm podczas turnieju w Indian Wells.
Czytaj więcej
Włoch Jannik Sinner miał pozytywny wynik dwóch testów antydopingowych, ale został uniewinniony. Świat tenisa pozostaje w sprawie lidera rankingu ATP podzielony.
Stracił 400 pkt i 325 tys. dolarów wywalczonej w Kalifornii premii, a środowisko podeszło do uniewinnienia sceptycznie. Pojawiły się głosy, że najlepszy tenisista na świecie został potraktowany łagodnie. On sam tłumaczył, że przeszedł wszystkie niezbędne procedury, miał dowody w ręku, sprawy więc nie ma. – Nie było żadnej drogi na skróty – wyjaśniał.