Początek był jak z koszmaru. Świątek przed spotkaniem z Pegulą wygrała 26 własnych gemów serwisowych z rzędu, a Amerykance dwa pierwsze oddała. Polkę zawodziło pierwsze podanie (36 proc. w premierowej partii), popełniła też dużo niewymuszonych błędów (19). Sprawiała wrażenie rozstrojonej, a rywalka grała coraz skuteczniej, pewniej. Nie była bezbłędna, lecz wykorzystywała szanse, które tworzyła jej liderka światowego rankingu. Pierwszego seta Amerykanka wygrała 6:2 w 37 minut.
Nadzieję budowaliśmy na epizodach licząc, że nasza tenisistka będzie rosła tak samo, jak frekwencja na 25-tysięcznych trybunach kortu Arthura Ashe'a, gdzie pojawiła się chociażby Simona Biles. Świątek podczas igrzysk w Paryżu zdradziła się z marzeniem obejrzenia zawodów gimnastycznych, a teraz 8-krotna medalistka olimpijska sama przyszła na jej mecz, choć dopingowała zapewne Pegulę.
US Open. Iga Świątek - Jessica Pegula, czyli mecz tenisistek w wysokiej formie
Obie zawodniczki przed ćwierćfinałem nie straciły podczas tegorocznego US Open seta. Świątek pokonała Kamillę Rachimową (WTA 104), Enę Shibaharę (WTA 217), Anastasiję Pawluczenkową (WTA 27) i Ludmiłę Samsonową (WTA 16), a Pegula – Shelby Rogers (WTA 356), Sofię Kenin (WTA 54), Jessicę Bouzas Maneiro (WTA 74) oraz Dianę Shnaider (WTA 18). Zmierzyły się więc tenisistki w formie, co dawało nadzieję na mecz dobry, a już na pewno bardziej zacięty niż w pierwszym secie.
Pegula wcześniej wygrała ze Świątek trzy z dziewięciu meczów, w tym dwa z czterech ostatnich, a do Nowego Jorku przyleciała jako mistrzyni z Toronto oraz finalistka z Cincinnati. Amerykanie mieli więc podstawy, aby wierzyć, że dołączy wśród półfinalistów do rodaków: Francisa Tiafoe (ATP 20), Taylora Fritza (ATP 12) i Emmy Navarro (WTA 12).