W Kalifornii była czwarta po południu, największy stadion „Tenisowego raju” w Indian Wells (drugi na świecie, po nowojorskim Arthur Ashe Stadium, pod względem wielkości trybun) wypełniło kilka tysięcy widzów rozgrzanych finałami rozgrywek mikstów oraz męskich debli.
Mecz Polki z Ukrainką również miał chwile godne braw, choć znacznie częściej dostawała je Iga. Zaczęła spotkanie o wiele lepiej, niż z Lindą Noskovą i Karoliną Woźniacką. Nie musiała odrabiać strat, nie szukała koncentracji ani zmian planu taktycznego. Wyszła na kort i punkt po punkcie budowała i powiększała przewagę. Solidnie serwowała, nie musiała bronić żadnej piłki dającej gema rywalce, popełniła zaledwie kilka błędów, skutecznych ataków miała znacznie więcej.